wtorek, 30 kwietnia 2013

Ból- Rozdział 5

Hejka:)
Męczyłam i męczyłam ten rozdział... no i jakiś jest <3
Mam nadzieję, że nie nawaliłam;)


Damon:

Obudziłem się i od razu postanowiłem pogadać z Eleną. Wczoraj jej uległem, ale dziś i tak wyjeżdżam.

-Elena?- Wszedłem do jej pokoju. Wszystko wyglądało tak, jakby nikt tu od lat nie zaglądał. Łóżko zaścielone, na komodzie wszystko poukładane. Zajrzałem do szafy- 0 ubrań, zostało tylko kilka wieszaków.- Elena!? Elena!?

Zbiegłem na dół w wampirzym tempie, przy okazji zrzucając jakiś wazon.

-Elena!?

Mój wzrok przyciągnęły jakieś papiery na stoliku. Dopadłem tam i podniosłem wszystkie cztery koperty. Na jednej, znanym mi charakterem pisma, było napisane „Damon”, na drugiej widniał napis „Stefan”, a na pozostałych dwóch „Jeremy” oraz „Bonnie i Caroline”. Nie zastanawiając się, rozdarłem kopertę zaadresowaną do mnie.

-Damon?!- Stefek się obudził.- Co jest? Drzesz gębę na pół miasta, a z domu robisz pole bitwy… Damon?- Podszedł do mnie, lecz ja nie zwracałem na niego uwagi. Odpowiedziałem dopiero, gdy skończyłem czytać.

-To chyba do ciebie…- powiedziałem obojętnym głosem, podając mu jego kopertę. Tak naprawdę, w środku aż się gotowałem.

Przyglądałem się mojemu bratu, który czytał swój list, a na jego twarzy malowały się przeróżne emocje.

-Wyjechała!!!?- wrzasnął.- J-j-ja-jak???!

-I to niby ja drę się na pół miasta.- powiedziałem, nalewając sobie whisky dla uspokojenia. Stef coś tam paplał, ale go nie słuchałem.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

Nie odpowiedziałem. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Blondi.

-Damon…?- zapytała zaspanym głosem.- Wcześniej się nie dało?

-Musicie przyjechać. Ty, wiedźma i Jeremy. Do nas. Teraz.

-A po jaką chole…

-Chodzi o Elenę- przerwałem jej.

-Będziemy za 15 minut.- Rozłączyła się.

Rzeczywiście, kwadrans później cała trójka stanęła w naszych drzwiach.

-Wiec…?- zaczął młody, a ja podałem im tylko koperty.

Twarze dziewczyn mówiły same za siebie. Blondi upuściła kartkę i razem z Bonnie wybuchnęły płaczem. Jeremy wpatrywał się tępo w swój list.

-Co robimy?- zapytał po chwili.

-Jak „co robimy”? Zostajemy w MF, a Elena tam, gdzie teraz jest- rzucił mój brat.

-Chyba cię coś boli, Stefan!- wykrzyknął Gilbert.

-Opanuj się, Jeremy. Elena chce zacząć życie od nowa. Z dala od nas. Uszanujmy…- przeczyłem samemu sobie.

-Od kiedy ty szanujesz innych, Damon!?- przerwała mi Bonnie.- Zawsze dbałeś tylko o siebie i swój tyłek! Zdanie innych cię przecież nie obchodzi!

-Taki kaprys!

-Wiesz co myślę? Nie możesz pogodzić się z tym, że Elena wyjechała, zostawiając CIEBIE tutaj. Nie obchodzisz jej i to cię boli- wysyczała czarownica, zbliżając się do mnie.

W furii przygwoździłem ją do ściany.

-Nie wiesz, na czym mi zależy i co mnie boli, więc się nie wtrącaj, ty mała, parszywa…- Nie dokończyłem, ponieważ osunąłem się z jękiem na podłogę, pod wpływem jej czarów.

-Bonnie!- krzyknął Stefan, jednak ta nie przestawała.

Mój ból skończył się dopiero po kilku minutach.

-Jesteś tylko egoistycznym dupkiem. Wiem, że kochasz Elenę, ale nie dziwię się jej, że was tu zostawiła. Wielcy bracia Salvatore. Każdy uważa się za lepszego. Samolubne świnie… Jesteście obaj siebie warci- wycedziła.- Chodź, Jeremy.

Mulatka i młody Gilbert wyszli zdecydowanym krokiem. Jeremy na odchodne rzucił mi  pogardliwe spojrzenie. Zdezorientowana blondynka zerkała to na nas, to na drzwi. W końcu zniknęła w wampirzym tempie.

Podniosłem się z podłogi. Stefan patrzył na mnie pytająco. Udałem, że tego nie widzę i skierowałem się do swojego pokoju.

Elena:

Na lotnisku stwierdziłam, że jestem kretynką. Nawet jako wampir mam lęk wysokości.

Otworzyłam drzwi do jednego z aut stojących na lotnisku, czerwonego porsche, i odpaliłam silnik. Nie zważałam na to, że za mną biegł jakiś krzyczący mężczyzna z torbą podróżną i kawą, zapewne właściciel tego cacka.

Ruszyłam w stronę nowego życia…

***

Jechałam już jakieś dziesięć godzin, nucąc lecące w radiu piosenki.

Nagle rozległ się głos:

-A teraz dedykacja dla pięknej E. od wielbiciela D.

W moich oczach stanęły łzy. Jak Elena i Damon… Tak, wiem, to zbieg okoliczności, ale…

Wtedy w głośnikach rozbrzmiała piosenka. Z oczu pociekł mi wodospad łez.

To było „All I Need”, przy którym tańczyłam Z Damonem na wyborach miss Mystic Falls.

Dlaczego ja jestem taką kretynką!? Przecież ja…

Wkurzona niemiłosiernie wyrwałam cała instalację- radio i wszystkie kable, które rzuciłam na siedzenie pasażera.

Łzy rozmyły mi obraz. Nic nie widziałam. Wymacałam paczkę chusteczek i gdy wytarłam oczy, spojrzałam w końcu na drogę.

Wprost na mnie jechała ciężarówka! Gwałtownie skręciłam i auto wpadło do rowu.

***

Ocknęłam się po pewnym czasie. Musiało to być jednak tylko kilka minut, bo na miejsce zaczęły się dopiero zjeżdżać karetki i wozy policyjne.

Wygramoliłam się ze zniszczonego auta. Wyjęłam walizkę z bagażnika, wzięłam torebkę i gdyby nigdy nic, zniknęłam z tamtego miejsca w wampirzym tempie.

Dotarłam na najbliższą stację benzynową i udałam się tam do toalety (choć to miejsce nie zasługiwało na takie miano).

Wyglądałam koszmarnie! Tusz na całej twarzy, a w potarganych włosach kawałeczki szkła.

No nic dziwnego. Jestem rozpaczającą nad swym losem wampirzycą, którą niemalże staranowała ciężarówka, i która zbiegła z miejsca wypadku.

Doprowadziłam się do porządku, opróżniłam woreczek z krwią i wyszłam z toalety.

Na małym telewizorze wiszącym pod sufitem nadawali akurat najświeższe wiadomości.

-Tak, dokładnie, jesteśmy na miejscu wypadku. Z relacji świadków wynika, że porsche, uciekając przed ciężarówką, wjechało do rowu. Kierowca przepadł. Żadnych rzeczy ani ciała. Będziemy nadawali dla państwa na bieżąco. Dla New York News, Anne Mary Johnson.

Czyli byłam w pobliżu NY! O to mi chodziło!

-Przepraszam?- Podeszłam do lady.- Ile jest stąd do Nowego Jorku?

-Około 30 km, skarbie- odparł chłopak z litrami żelu na włosach, który zdecydowanie za często odwiedza solarium.

-Który to twój wóz… Josh?- Przeczytałam z jego koszulki.

-Tamto czarne volvo.- Wskazał na samochód stojący najbliżej wejścia i wyciągnął z kieszeni kluczyki.- Jeśli chcesz to…

Nie dokończył, bo skręciłam mu kark.

-Łatwo poszło… Sorki, ale nie jeżdżę z jełopami- powiedziałam cicho, złapałam za kluczyki  i uradowana ruszyłam do auta.

Gdy otwierałam drzwi samochodu, poczułam okropny ból głowy i jęknęłam. Po chwili upadłam bezwładnie na ziemię, czując strzykawkę w ramieniu.
ode mnie:
Chyba jakoś poszło. Mam nadzieję, że porażka nie była wielka. Proszę, komentujcie, bo piszę dla Was, kochani(no dla siebie też, ale wiecie zapewne o co mi chodzi ;p)
Papapapapapapapappapapa <3

czwartek, 18 kwietnia 2013

Trudna decyzja-Rozdział 4

Cześc, rozdział pisałam dzisiaj, więc jak będą jakieś orty to sorki. Mam nadzieję, że się spodoba :*
PS. Dzięki za komenty pod ostatnią częścią <3


2 lata później

Elena:

Leżałam na łóżku w swoim pokoju u Salvatore’ów. Czy dobrze zrobiłam? Nie wiem…

Co się stało?

Wczoraj oznajmiłam chłopakom, że na razie nie będę z żadnym z nich. Tak, przez najbliższy czas chcę być singielką. Nie chcę przejmowac się, co czuje ten drugi. Po prostu- nie chcę mieć chłopaka.

W sypialni Damona, która sąsiadowała z moją, usłyszałam podniesiony głos. Wymknęłam się z pokoju i ukryłam przy uchylonych drzwiach.

-… Daj mi spokój!- krzyczał Damon.

-Zastanów się jeszcze. Wiesz przecież, co postanowiła Elena…- mówił Stefan.

-Gówno mnie to obchodzi! Ja tak nie mogę!

-Dam…

-Nie przekonasz mnie, wyjeżdżam.

Wyjeżdża? Damon… Wyjeżdża?...

-Damon, nie możesz!- Weszłam do sypialni bruneta.

-Elena…?- Stefan był zdziwiony.

-Stałaś pod drzwiami cały czas?- zapytał Damon.

-Nie ważne. Wyjeżdżasz!? Nie możesz wyjechac!

-Niby dlaczego? To wolny kraj.- odciął się.

-Stefan, mógłbyś…?- wskazałam ręką na drzwi. Blondyn posłusznie opuścił pokój.- Nie podjęłam decyzji.

-Owszem, podjęłaś. Elena, ja tak nie mogę. Muszę wiedziec na czym stoję. A teraz tylko ze Stefanem pałętamy się tu jak bezdomne psy! Naprawdę nie mogę.

-Damon, potrzebuję cię…- szepnęłam bliska płaczu.

Damon prychnął.

-Elena, zachowujesz się jak małe dziecko, które ma dwie ulubione zabawki. Ale jedną musi oddac młodszemu rodzeństwu. I nie może się zdecydowac, więc raz testuje jedną, raz drugą. Ja tak nie mogę!

-Dobra, Damon. Poczekaj do jutra. Jeszcze rano pogadamy. Prześpij się z tym. Błagam cię. Jeśli do jutra chęc opuszczenia MF ci nie przejdzie, puszczę cię bez przeszkód i nie będę cię zatrzymywac… Ale błagam, jutro. Poczekaj do jutra…

Damon rozmyślał nad moja prośbą.

-Niech ci będzie…- wyszeptał.- Ale tylko do jutra.

-Dziękuję.- szepnęłam.- Ale proszę, nie oszukuj i czekaj do jutra.- Kiwnął głową.- Dzięki.

Wyszłam z pokoju i udałam się do siebie.

Już wiem, co zrobię.

Wyciągnęłam walizkę. Wrzuciłam tam ubrania, które wyjmowałam garściami z szafy. Dopakowałam jeszcze trzy pary butów i kosmetyczkę. Ubrania wyglądały jak po deszczu- płakałam, a może bardziej pasującym określeniem jest- ryczałam.

Schowałam zapakowaną walizkę pod łóżko, aby nikt nic nie podejrzewał. Wyjęłam z komody notatnik i wyrwałam kilka kartek. Zaczęłam pisac:

„Damonie,

Nie mogłam pozwolic, byś wyjechał. Musiałam temu zapobiec. To była trudna decyzja,ale może beze mnie będzie Wam łatwiej…

 Po prostu jesteście dla mnie zbyt ważni. Nie możecie przeze mnie tak cierpiec. To nie tak, że jestem jak dziecko, które musi wybrac najlepszą zabawkę, jak to określiłeś. Ty jesteś dla mnie jak przygodówka połączona z kryminałem. Zawsze, gdy byłeś obok, czułam adrenalinę...

Nie szukajcie mnie. Chcę byście zaczęli życie od nowa. I tego chcę też dla siebie.

Pamiętaj, że Cię kocham, zawsze kochałam i kochac będę. Nie zapominaj o tym. Jeszcze raz: kocham Cię, Damon.

                                                                                                                                             Elena”

„Stefanie,

                Przepraszam, ale nie mogłam pozwolic, by przeze mnie Damon opuszczał miasto.

                Jesteście dla mnie najważniejsi, więc chcę o Was dbac. Zrobiłam to, co uważałam za najbardziej słuszne. Po prostu nie wiedziałam, którego z Was wybrac. Czułam się jakbym czytała na raz dwie książki, zupełnie różne, jak romans i kryminał. Nie mogłam Was tak dłużej ranic.

                Nie szukajcie mnie. Wszyscy musimy zacząc życie od nowa.

                To pogmatwane, ale w moim sercu zawsze będzie jakaś cząstka Ciebie…

                                                                                                                                                             Elena.”

Zasnęłam.

***

Obudziłam się  po 23. Muszę wyjechac, gdy będą spali. Sprawdziłam czy wszystko spakowałam i dokończyłam pisanie listów. Zapakowałam je w koperty i napisałam na wierzchu imiona adresatów. Wszystko to zajęło mi półtorej godziny. Zeszłam jeszcze do piwnicy po krew na drogę. Wyjęłam dwa woreczki i zapakowałam je do torby. Zabrałam bagaże i zeszłam na dół. Na stoliku w salonie zostawiłam listy do wszystkich. Wyszłam na zewnątrz i złapałam taksówkę.

-Na lotnisko- poprosiłam.

Gdy auto mijało tabliczkę: Mystic Falls żegna. Zapraszamy ponownie., szepnęłam tak, aby kierowca nie słyszał:

-No, to zaczynamy nowe życie…
ode mnie:
chyba nie było najgorzej, co? ;p Proszę o komentarze :D

niedziela, 14 kwietnia 2013

Nieproszony gość- Rozdział 3

Wyszedł mi krótki, ale to dlatego, że komentarze pod poprzednią częścią zachęciły mnie do innego ciągu wydarzeń :p następny powinien byc niedługo. Jeszcze raz PRZEPRASZAM za długośc. Zapraszam do czytania <3:



Damon:

Do cholery! Gdzie ona może być!? Tego, że została porwana, jestem pewien tak jak tego, że jestem zakochanym w niej do reszty idiotą, czyli w 100 %. Nawet mam przypuszczenia, kto to zrobił. Ba! Ja wiem, że to mój popaprany brat!

Tylko gdzie? Gdzie do diabła teraz jest?

Przejrzałem cały jej pokój, zajrzałem dosłownie wszędzie i zrobiłem z sypialni Eleny istne pobojowisko. Przerzucałem jej graty z jednego kąta w drugi szukając jakiegoś śladu, zapachu, czegokolwiek! Nic. Kompletnie. Oprawca nie zostawił żadnej podpowiedzi.

-Co tu się stało?! Elena?- usłyszałem.

Odwróciłem się. W drzwiach stała ciotka Eleny. Zapomniałem o jej powrocie.

-Yyy… Dzień dobry…- No super, miałem na sobie same spodnie.

-Ty jesteś Damon, prawda? Przyjechałeś wczoraj po Elenę. Gdzie ona jest? Gdzie jest Elena!?

Znalazłem się przy kobiecie w wampirzym tempie.

-Elena wyszła. Jej przyjaciółka ma doła. Nie wiadomo, kiedy wróci, może zostanie tam na noc. Nie martwisz się. Nie widziałaś mnie tu- zahipnotyzowałem kobietę i zniknąłem, zabierając kurtkę z salonu.

Gdzie ten blondas mógł zabrac moją Elenę?! Cholera, ostatni raz byłem w Mystic Falls w latach 70. Nie wiem gdzie co jest. Ale i tak przeczesałem wszystkie pobliskie stodoły, parkingi, garaże, nawet salę gimnastyczną w liceum. Nic. Zostało tylko jedno miejsce- stary magazyn jakiejś firmy dostawczej, który, miejmy nadzieję, ciągle tu stoi. Znajdował się 25 km za MF, więc wskoczyłem do auta i popędziłem w tamtą stronę.

Dwadzieścia minut i byłem na miejscu. Biegłem do drzwi, jednak nagle osunąłem się z jękiem na ziemię. W moją stronę szła mrucząca coś wysoka mulatka w szpilkach z rękoma wystawionymi w przód. Czarownica. Poważnie? Od kiedy to mój braciszek ma tak bliskie stosunki z wiedźmami, że one mu pomagają?!

Czarownica stała nade mną, ciągle wymawiając zaklęcie. Chciałem poczekac, aż przestanie, ale coś kazało mi się nie poddawac. Tam, w środku, jest Elena. Salvatore, pacanie, zrób coś!

Złapałem czarownicę za nogę i powaliłem na ziemię. Przestała czarowac, więc mogłem działac. Wgryzłem się w jej szyję i wyprowadziłem z niej życie. Ruszyłem do drzwi, dopiero, gdy w ciele dziewczyny nie została już ani kropla krwi. Wbiegłem do budynku.

-Elena!?- wołałem, mijając kartony. Zobaczyłem Elenę przywiązaną do krzesła na środku wielkiej sali. Była wyczerpana i wyglądała jakby za chwilę miała stracic przytomnośc.- Elena!- Podbiegłem do niej i zacząłem majstrowac przy węzłach.

-Damon…- wychrypiała Elena.

-Jestem tu, Eleno- Błyskawicznie pogłaskałem ją po policzku i powróciłem do poprzedniego zajęcia.

-Damon… Za tobą…

 Nim zdążyłem zareagowac, oprawca Eleny skręcił mi kark.

 
Narracja trzecio- osobowa:

Kobieta skręciła brunetowi kark. Uśmiechnęła się złośliwie, gdy zobaczyła strach w oczach uprowadzonej dziewczyny. Złapała ją brutalnie za rękę i podniosła z krzesła.

-Pójdziesz do domu. Zapomnisz o wszystkim. Przeżywasz stratę rodziców. Wynocha…!

Gdy Elena zniknęła, szepnęła na odchodne do leżacego na ziemi ciała chłopaka:

-O to mi chodziło, najdroższy…
 
ode mnie:
mam nadzieję, ze ktoś te moje wypociny czyta :D Proszę o komentarze, te krytyczne również, bo będę wiedziec, co poprawic <3 Podro i całusy :*

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

A miało byc tak dobrze...-Rozdział 2

Przepraszam za nieobecnośc! <3 No, ale mam zasadę: 0 weny= 0 rozdziałów. Znaczy tan niezbyt mi się podoba, bo nie lubię owej częsci mojego opowiadania...
Dobra, nie przynudzam dalej ;)
A więc DZIĘKUJĘ tym, którzy ostatnio wsparli mnie komentarzami.
No, to rozdział. ;p


Elena:

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Rozejrzałam się- leżałam okryta kocem w salonie. Musiałam przypomniec sobie wszystko z wczorajszego wieczoru.

                Była impreza na początek roku szkolnego. Damon po mnie przyjechał i pojechaliśmy do lasu. Poszedł zaparkowac czy coś,  a ja zostałam  z Care. Później, gdy nie mogłam go znaleźć, ja, Caroline i Bonnie poszłyśmy na cmentarz. Już kiedy tam szłyśmy, byłyśmy nieźle napite. Dalej pamiętam tylko, że przyszedł Damon i…

                O matko! Całowałam się z Damonem! Ja, Elena Gilbert, całowałam się z takim ciachem, jak Damon Salvatore! I w dodatku poznałam go po południu! Czyli wczoraj.

Zerknęłam na zegarek- 9.10. Dobrze, że dziś sobota.

                Przekręciłam się na bok, by wstac i wziąć coś na ten cholerny ból głowy i przestraszyłam się  nie na żarty!

                O kanapę opierał się Damon, siedział tu chyba całą noc. Przykrył mnie i nie zostawił samej. Jest taki kochany!

                Kiedy on wreszcie zapyta, czy zostanę jego dziewczyną?!

                Nagle zerwał się z podłogi.

-Elena… Jak się czujesz?

-Mam kaca jak cholera…

-Jeszcze się dziwisz?- Uśmiechnął się pobłażliwie.- Poczekaj.

                Wyszedł i po chwili wrócił z aspiryną.

-Wypij.- Pomógł mi usiąść, objął mnie ramieniem i podał kubek z napisem SUPERLASKA, który dostałam od taty na 16 urodziny.

                Aspiryna wiele nie pomogła. Bardziej uzdrawiająca była dla mnie obecnośc Damona. Jezu, naprawdę się zakochałam!

-Dziękuję-szepnęłam, podając brunetowi pusty już kubek, który trzymałam w zamyśleniu jakieś 10 minut.- Za wszystko.

-To nic takiego. Kto by nie pomógł tak wspaniałej dziewczynie? I w dodatku tak pięknej…?

                Czułam, że się rumienię. Spuściłam wzrok. Nie miałam odwagi spojrzec mu w oczy, bo bym się z radości poryczała. Jest taki cudowny…

-No dobra, to ja już pójdę… Obudziłaś się i nieźle się czujesz, więc…- powiedział, gdy milczałam.

-Nie, proszę…- szepnęłam, patrząc mu w oczy.

-Eleno, nie ma sensu, bym zostawał… Muszę…- Widac było gołym okiem, że wymyślał coś na poczekaniu.- Coś załatwic… Trzymaj się, Eleno.- Pocałował mnie w czoło.

                Miał już wstac, kiedy przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Był zaskoczony, ale odwzajemnił pocałunek. Położyłam się, trzymając go za koszulkę, by znalazł się nade mną. Objęłam go nogami w pasie i zdjęłam jego kurtkę, po czym rzuciłam ją w kąt. Damon podniósł mnie, ciągle całując, i skierował się w stronę schodów. Wspiął się zwinnie na szczyt.

-To… gdzie… twój… pokój?- wyszeptał między pocałunkami. Wyciągnęłam rękę w tył, by otworzyc drzwi. Damon rzucił mnie na łóżko. Zdjęłam koszulkę.

***

Leżałam wtulona w Damona. Między nami do niczego nie doszło. Tak było dobrze. Leżeliśmy w bieliźnie w moim łóżku, przytuleni. Jeszcze trochę…

-Eleno…

-Mmm?

-Kocham cię.

-Ja ciebie też, Damonie.

-Wiem, że znamy się od wczoraj, ale czy uczynisz mi ten zaszczyt i…

-Tak.

-Nie wiesz, nawet o co chciałem zapytac.

-Chodzi ci o to, czy zostanę twoją dziewczyną. Czekam na to pytanie, od momentu, kiedy powiedziałeś: Katherine…, wczoraj na cmentarzu. Współczuję ci z jej powodu…- Opowiedział mi, że stracił dziewczynę. To przykre.

-Cieszę się- powiedział i mnie czule pocałował.

-Zakręcisz kaloryfer? Gorąco mi.

-Przyniosę ci coś do picia.

-Dzięki!- krzyknęłam za nim.

Damon:

-Dzięki!- krzyknęła Elena, gdy schodziłem po schodach.

                Nie wierzę- jesteśmy razem. Muszę jej powiedziec o …

                Damon, idioto, nie psuj chwili!

                Za kilka godzin wraca jej ciotka. Będę musiał się zmywac. Ale jeszcze trochę.

                Wyjąłem z lodówki mleko i truskawki, by przygotowac jej moją specjalnośc: koktajl a’ la Damon. Zmiksowałem wszystko w blenderze i wróciłem na górę, uśmiechnięty.

                Przeraziłem się i koktajl wylądował na podłodze.

Eleny nie było w pokoju. Zastałem jednak, coś co uświadomiło mi, co się stało z Eleną- otwarte na oścież okno.

Elena:

-Budzimy się, królewno!- Usłyszałam sarkastyczny głos. Uchyliłam oczy, by zobaczyc miejsce mojego „pobytu” i oprawcę. Byłam w jakimś hangarze. Spojrzałam przed siebie.

                Zamarłam.
ode mnie:
Tak szczerze to mi się to wcale nie podoba i jest nudne jak flaki z olejem, ale to wymuszone. Mam nadzieję, że następny rozdział, który powinien pojawic się niedługo, będzie lepszy.
Nie zdziwię się ja wam też się nie spodoba, ale plis komentujcie!!!!
Z góry dzięki!!!! Buziaki <3