poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dylemat, dylemat, dylemat! Stała część mojego życia!- Rozdział 12

Witajcie, Miśki!!
A więc nowy rozdział, dwunasty... Po mału, po mału zbliżamy sie do końca... A może jeszcze przeciągnę? Co uważacie? Myślę, ze jeszcze ze trzy rozdziały...? Może tak byc? Myślałam nad kolejnym blogiem o TVD, chyba, ze będę miała wenę i przedłużę to opowiadanie ;)
No dobra nie zanudzam! Zapraszam do czytania :)


Elena:

Od sprawy z porwaniem i tym rąbniętym na punkcie zemsty wilkołakiem, minął tydzień.Ja i Damon przez przynajmniej połowę każdego dnia robiliśmy to, czego można się spodziewać. Zaliczyliśmy już windę, taras, budkę fotograficzną obok Central Parku i tym podobne. Czułam się jakbym odhaczała poszczególne punkty w jakiejś ankiecie o nazwie „Najróżniejsze miejsca, w których można to zrobić. Wersja Lux”. Gdy powiedziałam o tym Damonowi, zaczął śmiać się jak najęty. Debil! Niewiarygodnie seksowny debil… O mamo…! Jest wspaniały, kocham go. Mogę to otwarcie przyznać.

***

Wróciliśmy do domu po tym, jak ciągałam Damona trzy godziny po sklepach. Ale było warto- kupiłam sobie cztery pary szpilek, spódniczkę, koturny, kurtkę, marynarkę, szorty i śliczną, złotą sukienkę. Trudno było mi sie zdecydowac, bo Damon mówił, że wszystkim wyglądam pięknie.

Gdy brunet odłożył wszystkie moje torby na sofę, podeszłam do niego, założyłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek.

-Oh, zakochani! Cóż za widok!- usłyszeliśmy i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

-Klaus…- syknął Damon, widząc Pierwotnego, który jakby nigdy nic opierał się o szafę przy drzwiach do mieszkania.

-Witajcie, moi drodzy!- wykrzyknął entuzjastycznie Mikaelson, podchodząc do nas.

-Co ty tu robisz?

-Ja tak przejazdem. Pomyślałem, że wpadnę!

-Ty NIC nie robisz przypadkowo, Klaus. Sam jesteś jednym wielkim przypadkiem- powiedział wściekły brunet.

-Niezłe… No dobrze, jestem tu też z inicjatywy mojego przyjaciela…
-Ty masz przyjaciół?!

-Oj tak, znacie go…

-Że co?! Kto to jest?

-Bardzo dobrze go znacie, ale Elena bardziej… Byłaś z nim kiedyś blisko, moja droga…
-Stefan…- szepnął Damon.

-Bingo, Salvatore! Stefan za tobą tęskni, kochana… Więc pomyślałem, czemu nie? Mi to nic nie robi… Moja czarownica, Monica, namierzyła was dla mnie,  ułatwiając mi to zadanie.

Monica?! Jak ona mogła?! Zdradziecka, podstępna żmija! Jednak od początku wydawała mi się podejrzana…

-Ale…- zaczęłam.

-Zapomnisz o tym, co działo się tu, w NY. Nie będziesz wściekła na mnie, ani na Stefana, za to, co zrobiłem. Wrócisz do tego swojego blondaska i znów będziecie razem, gołąbeczki…

Jak Stefan mógł poprosić Klausa o coś takiego!? Nie zostałam jednak zahipnotyzowana, od tygodnia piję napar z werbeny…

Ale może to okazja, bym zaczęła ze Stefanem od nowa? Może los dał mi szansę…? Ale co z Damonem?

Elena! Damon to przecież arogancki egoista!

Tak, to arogancki egoista, którego kocham…

Postanowiłam jednak spróbować zacząć od nowa. Tak, wiem, jestem rąbnięta…

-Eleno…?- zapytał Klaus z triumfalnym uśmieszkiem.

-Co… co ja tu robię?- wydukałam. Jak ja mogę tak krzywdzić Damona?!

Spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała smutek, ból i złość.

-Damonie, odwieź naszą przyjaciółkę do MF- powiedział Klaus tonem zwycięzcy.

Damon ruszył w stronę drzwi. Szybko złapałam torebkę i poszłam za nim. Na odchodne usłyszałam jeszcze donośny śmiech hybrydy.

Damon:

Jechaliśmy z Eleną już dwie godziny w ciszy.

-Damonie…- zaczęła.- Ja nie wiem, co się działo tam, w NY, podejrzewam, że coś pomiędzy nami, ale ja nie pamiętam, przepraszam…

Wiedziałem, że Elena kłamie. Znam ją. Klaus jej tak naprawdę nie zahipnotyzował. Czułem w kuchni werbenę, ale jeśli ona chce tak grac, proszę bardzo.

-Daruj sobie, Eleno. To jest Stefan i zawsze będzie Stefan- powiedziałem, udając jej głos.- Przyzwyczaiłem się już, że kobiety, które kocham, wolą mojego brata. Standard.

Przez resztę drogi panowała między nami kompletna cisza. Tylko w radiu leciały piosenki.

Stefan:

Zabrzęczał mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.

Dzwoni: Klaus

-Stefan? Załatwione. Niedługo twoja panna będzie u ciebie- powiedział pierwotny, gdy odebrałem. Wiedziałem, że teraz uśmiecha się, usatysfakcjonowany swoim działaniem.

-Dziękuję, jestem twoim dłużnikiem- I rozłączyłem się.

Usłyszałem parkujący na podjeździe samochód.

Nareszcie.

Dobrze zrobiłem, prosząc Klausa, by zahipnotyzował Elenę.

Wiedziałem, że Damon ją znalazł i pomiędzy nimi do czegoś doszło. To pewne. Na miliard procent.

Drzwi zaskrzypiały. Do domu weszła Elena, a za nią mój brat ze wściekłością wypisaną na twarzy.

-Eleno…- wyszeptałem i spojrzałem znacząco na brata. Wyszedł, z impetem trzaskając drzwiami.

Elena:

-Stefan…?- powiedziałam niepewnie. Myślałam, że będę uradowana, widząc go. Tak się nie stało.

-Jak było?

-Nie pamiętam wszystkiego, Klaus mnie zahipnotyzował z twojej prośby. Ale nie jestem zła…- No lepszego tekstu nie mogłam wymyślić! I że kiedyś chciałam pójść do szkoły aktorskiej! Wyrzuciliby mnie na zbity pysk!

-W takim razie, może zaczniemy od początku?

Zatkało mnie.

Nie byłam przygotowana na najprostsze pytanie. Co powiedzieć?

Serce, Elena. Słuchaj serca!

-Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki… Przepraszam cię, Stefanie…
Skierowałam się do drzwi, po czym opuściłam posiadłośc braci Salvatore.

Czemu byłam taka głupia?!

Poprawka- czemu JESTEM taka głupia?!

Gdzie ja mam iść?

Wiem! Może Caroline już wróciła!

Wyciągnęłam telefon.

Cholera! Bateria rozładowana. No trudno, pójdę do niej.

***

W domu mojej blond przyjaciółki nikogo nie było.

W takim razie- do Bonnie.

Pod domem mulatki zobaczyłam srebrnego mercedesa.

To samochód Care!

Jak dobrze, dwa w jednym!

Uwiesiłam się na dzwonku. Wciskałam go trzy razy na sekundę.

-Kogo diabli przynieśli…!?- W drzwiach pojawiła się Bonnie, a za nią Caroline.

-Elena… Ach, Elena!- Care rzuciła mi się na szyję.

-Eleno, jak dobrze, że jesteś!- dodała Bonnie.- Ej, co jest?

Teraz dopiero zauważyłam, ze po moich policzkach spływają łzy.

-Co powiecie na babski wieczór z czekoladkami, filmami i płaczem?- zapytała Caroline. Jej twarz też zaczynała być mokra od słonego płynu.

-Och, chodźcie!- stwierdziła Bonnie, przytulając nas. Weszłyśmy do domu mulatki i zaczęłyśmy naszą noc…

***

Pożyczyłam od Caroline jakąś piżamę (miała ciuchy w aucie), wyciągnęłyśmy z szafek całe kaloryczne jedzenie i rozpoczęłyśmy obgadywanie chłopaków. Zaczęłam ja.

-Ty i Damon?!… Jak?!... Co?!... Klaus chciał cię zahipnotyzować?!... –pokrzykiwały co chwilę.

Nastąpiła kolej blondynki.

-Ja…- zaczęła.- Gdy pojechałam z Damonem szukać cię, Eleno, rozdzieliliśmy się. Na Brooklynie spotkałam… Spotkałam Klausa i… Nie wiem jak to się stało, ale… Przespałam się z nim…

-Że co!?- krzyknęłam z buzią pełną czekolady.

-Tak wyszło!- Caroline wybuchła płaczem.- Ja… Ja… Ja nie chciałam…!

-Care, przyznaj się wreszcie, że coś czujesz do tego dupka!- Bonnie też zaczęła płakać.

-Tak, kocham go! Ok.?! Kocham Klausa! Kocham tego popieprzonego imbecyla! –krzyczała. -Dobra koniec ze mną- Elena…? Dokończ- rozkazała.

-Ale co mam dokończyć? Powiedziałam wszystko…

-Czyli jeśli wróciłaś i Damon wyjechał, jesteś ze Stefanem, tak?- zapytała, a raczej stwierdziła Bonnie.

-No nie! Uciekłam i …

-Dziewczyno, coś ty zrobiła?!- wrzasnęła blondynka, przerywając mi.

-Właśnie nie wiem…!- wybuchłam szlochem.

-Dobra, dziewczyny, cicho, ja… Ja oficjalnie stwierdzam, że jestem z Jeremym- powiedziała głośno mulatka, pociągając nosem.

-Na… Na serio?- Care uśmiechnęła się słabo, a Benett’ówna pokiwała głową, również uśmiechając się przez łzy.

-Kto by pomyślał- Bonnie Gilbert?- zaśmiałam się, a dziewczyny mi zawtórowały.

-Nie spiesz się tak z wywaleniem brata z domu. Niech najpierw będzie pełnoletni, ok.?- poprosiła mulatka, przyprawiając nas o kolejną fazę śmiechu.

Pogadałyśmy jeszcze ze dwie godziny, śmiejąc się i płacząc, po czym zasnęłyśmy.

Damon:
Liber ft. Mateusz Mijal- "Winny"

Jechałem przed siebie z prędkością 200 km/h. Byłem wściekły.

Ale nie na Elenę, Klausa czy Stefcia. Choć nie- na nich też. Lecz najbardziej na siebie- jak ja mogę być takim palantem?! Jak mogłem myśleć, że Elena Gilbert coś do mnie czuje?! Przecież ona kocha mojego ukochanego braciszka!  Zawsze tak było! I zawsze tak będzie!

Spojrzałem w lusterko- po moim policzku płynęła jedna samotna łza. Szybko ją starłem.

 Tak, Damon Salvatore płacze. Ale co na to poradzę- kocham ją bezgranicznie, jak wariat.

Dobra, koniec tego użalania się, to moja wina- gdybym nie był takim pacanem i nie wierzył w tę „miłość” Eleny, nie tak by się to skończyło.

Moja twarz przerodziła się w obojętną. Skończyłem. Koniec tego. Koniec Mystic Falls. Koniec Eleny.
cdn
ode mnie:
i co? może byc? ;) czekam na Wasze opinie, w postaci komentarzy <3

piątek, 2 sierpnia 2013

Naiwność -Rozdział 11

Hejka!
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale wakacje i to całe rozleniwienie... Na pewno wiecie, o co mi chodzi... ^^
No dobra, koniec biadolenia. Zapraszam do czytania <3



Damon:

Uniosłem leniwie powieki i rozejrzałem się- Eleny nie było obok mnie.

-Elena?- zapytałem zaspanym głosem.

Odpowiedziała mi cisza.

Wstałem z łóżka, założyłem spodnie i wyszedłem z sypialni.

Gdy znalazłem się w salonie, poczułem powiew wiatru. Drzwi balkonowe były otwarte, więc ruszyłem w tamtą stronę.
Elena stała oparta o barierkę w mojej koszuli i paliła papierosa, a jej brązowe fale powiewały na wietrze.

-Od kiedy palisz?- zapytałem, unosząc brew. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie- była zdezorientowana.

-Yyy… W nagłych wypadkach…- Uśmiechnęła się nerwowo.

-A ten, mam rozumieć,  jest nagły?- spytałem, uśmiechając się cwaniacko. Spojrzałem w dół- na panelach, którymi wyłożony był taras, leżała paczka marlboro, którą od razu poznałem.- Ej, to moje!
-Trzeba było je lepiej ukryć- szepnęła uwodzicielsko, wrzucając resztkę papierosa do popielniczki. Zrobiła krok w moją stronę i mnie pocałowała. Posadziłem ją na barierce, a ona oplotła mnie nogami w pasie.
Całowaliśmy się dopóki dziewczyna się ode mnie nie oderwała.

-Śniadanie- szepnęła, przygryzając wargę i w wampirzym tempie pobiegła do środka. Ruszyłem za nią wolnym krokiem.- Rusz ten swój seksowny tyłek i chodź tu!- usłyszałem. Znalazłem się w kuchni w mgnieniu oka.
Szatynka siedziała na blacie, znajdującym się na środku pomieszczenia, i piła krew z woreczka. Obok niej leżały jeszcze cztery torebki z czerwoną cieczą. Podszedłem do niej i wziąłem jedno opakowanie. Elena odłożyła swój woreczek i założyła mi ręce na szyję.

-Nie robiłam tego nigdy na blacie kuchennym…- szepnęła mi do ucha.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- oświadczyłem, zrzucając wszystko z blatu i położyłem na nim Elenę.

-Jesteś mi winien tę krew- jęknęła, gdy całowałem jej szyję.

-To ja to tu przytargałem.- Po czym wpiłem się w jej usta.

Elena:

Po jakichś trzech godzinach opadliśmy z Damonem na blat, dysząc ciężko.
Byłam pewna, że Damon to ten właściwy. Nie musiałam wyjeżdżać z MF. A może jednak musiałam, by sobie to uświadomić…?

Moje rozmyślania przerwały dźwięki „I love it” Icona Pop- mój telefon.
Zerwałam się, zakładając w biegu koszulę Salvatore’a i zaczęłam przetrzepywać mieszkanie.

Komórkę znalazłam w bucie Damona.
Numer nieznany.

Wcisnęłam: Odbierz.
-Halo…?

-Elena?- usłyszałam męski głos.

-A kto mówi…?- zapytałam niepewnie.

-Sean.  Z kawiarni…

-Ach, Sean…!- Zerknęłam na Damona- wyglądał na wkurzonego.- Skąd masz mój numer?

-Podałaś mi go…?

-Nie… Ty dałeś mi swój.

-Mniejsza o to. Może spotkamy się tam, gdzie wczoraj?

-Ymmmmm… No dobrze…

-Czyli za godzinę, w Lucreice’s Coffee, ok.?

-Tak…

-Do zobaczenia, Eleno.

-Yhym…

-Co za Sean?!- wrzasnął Damon, gdy odłożyłam telefon na szafkę.

-Przecież słyszałeś…

-Nie pójdziesz tam!

-Powiem mu, że nie jestem zainteresowana i wrócę. Nie martw się.- Pogładziłam go po policzku, wiedziałam, że ulegnie.

-Niech ci będzie…! Ale to jakiś podejrzany typ, nie po to cię odzyskiwałem, by znów stracić…

-Nie martw się. Co może mi zrobić taki gostek? Przecież nie ma w kieszeni kołka.- Uśmiechnęłam się.- Mam godzinę, więc pozwól, skarbie, że się odświeżę.- Pocałowałam go w policzek i skierowałam się do łazienki. Chłodny prysznic dobrze mi zrobi…

**

Wybiła 13.30, gdy wchodziłam do kawiarni.
Chłopak siedzący przy ladzie odwrócił się- to był Sean. Wstał ze stołka, podszedł do mnie i wręczył różę, uśmiechając się przy tym.

-Ym, dzięki…- wydukałam, odbierając prezent.

-Pięknie wyglądasz- rzekł, kierując się do lady.

-Sean, nie zrozum mnie źle, ale… Nic z tego nie będzie… Ja…

-Tak myślałem. Widziałem jak patrzysz na tego faceta, z którym siedzieliście… No, ale chociaż wypij, zamówiłem ci to, co wczoraj.- Podsunął mi dużą szklankę cappuccino.

-No dobrze…- Uśmiechnęłam się blado i upiłam łyk gorącego napoju.

Jednak nie zdążyłam  przełknąć, bo zaczęłam się krztusić- werbena.  Złapałam się dłońmi za szyję.

-Eleno, co się stało?- zapytał przejęty Sean.

-Ja…- nie dokończyłam, gdyż poczułam strzykawkę w ramieniu. Ten Nowy Jork jest chyba jakiś przeklęty- drugi raz potraktowana werbeną!

-Zasłabła- usłyszałam stłumiony głos i poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce.

Damon, czemu cię nie posłuchałam?- pomyślałam, po czym straciłam przytomność.

Damon:

Eleny nie było jakieś dwie godziny. Miałem prawo się martwić- poszła na spotkanie z jakimś obcym facetem. Do cholery- gdzie ona jest?!

Telefon zabrzęczał w mojej kieszeni, oświadczając o SMSie.

Od:  Elena- wcisnąłem ikonkę koperty.

Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć ją żywą- róg King Street i Rose Avenue. 16.00, bądź sam.

Wiedziałem, że ten koleś jest jakiś podejrzany! Zabiję patałacha!

Bez chwili zastanowienia ruszyłem do drzwi, zgarniając po drodze kluczyki do mojego auta…

**

Zostało mi mniej więcej 10 minut i nie miałem bladego pojęcia, gdzie jestem, ani w którym miejscu mam być.
Jednak na rogu jakiegoś budynku, który był chyba starym magazynem jakiejś firmy dostawczej, zauważyłem dwie tabliczki: King Street i Rose Avenue. Bingo!

Zahamowałem gwałtownie i skierowałem się w stronę budynku.

-Elena!?- wołałem, szukając Gilbertówny. Usłyszałem huk.- Elena!!?

Dotarłem do głównego, tak myślę, pomieszczenia. Na środku leżało krzesło, do którego przywiązana była zapłakana Elena. Próbowała krzyczeć, lecz uniemożliwiał jej to sznur w ustach. Na jej ciele widać było rany postrzałowe.
Ruszyłem do niej, zapominając o konsekwencjach.

-Nie tak szybko, chłoptasiu!- usłyszałem. Odwróciłem się i poczułem drewnianą kulę w ramieniu. Jęknąłem cicho, próbując wyjąc pocisk. Pod ścianą stał ten cały… Sean czy jakiś inny Steven… No, ten z kawiarni…! W ręku trzymał pistolet.- Damon Salvatore, wreszcie…!

-Koleś, idź się leczyć!- krzyknąłem.  Jakiś pedał normalnie!

Kolejny strzał i pocisk w moim ciele.

-Albo i nie…- mruknąłem.

-A więc, Salvatore, kojarzysz może nazwisko Melodie Johnson?- zapytał.

Johnson? Coś mi świtało… Zerknąłem na Elenę- wytrzeszczyła oczy.

-Yyyy… Nie, a powinienem…?- I kolejna kula.- Weź, gościu, ogarnij!

-Melodie była moją siostrą. Zabiłeś ją!!!

-Że była moją ofiarą?- Odpowiedziały mi jego tężejące rysy.- I taki teatrzyk o jedno puste ciało?!

Trzy strzały, mój jęk oraz jego żółte, psie oczy i kły.

-Trzeba było tak od razu, kundlu…!

-Mój popieprzony brat nie dał sobie z wami rady! Dał się pokroić zwykłej wampirzycy!

Olśniło mnie.

-Jesteś bratem tego całego Scotta!

-Brawo! Sean Richard Johnson, starszy brat tego palanta, co teraz jest w kawałkach na śmietniku…!

-A propos- on dał się pociachać… To nie było zwykłe krojenie mięsa.- Spojrzał na mnie tymi swoimi psimi gałami.- Sorry, kontynuuj.

-Planowaliśmy zemstę od trzech lat. A bardziej ja planowałem, on się bawił na imprezach. Jedyną pożyteczną rzeczą, jaką zrobił, było to, że znalazł pannę Gilbert i nie musieliśmy jechać na to wasze zadupie. Mystic Falls, tak? I nareszcie nadszedł czas- zrobię to samo, co ty zrobiłeś mnie i mojej rodzinie! Pozbędę się ważnej dla ciebie osoby!- wrzeszczał, podchodząc do Eleny. Podniósł krzesło jednym ruchem ręki i wystawił kły.-Jedno ugryzienie wilkołaka i po twojej słodkiej wampirzycy! Nie macie co liczyć na Klausa- przewidziałem to, jest w Rumunii, załatwia sprawy swojego kuzyna, Draculi.- Zaśmiał się.- Pożegnaj się, ślicznotko- szepnął Elenie do ucha i już miał ją ugryźć, gdy dobiegłem tam w wampirzym tempie i wyrwałem mu serce.

-Chodź – powiedziałem i rozwiązałem błyskawicznie Gilbertównę.- Spadamy stąd…!- stwierdziłem i rzuciłem zapalniczkę w stronę ciała tego kundla- zapaliło się natychmiastowo.

**

Gdy byliśmy już w apartamencie Eleny i pozbyliśmy się wszystkich drewnianych pocisków, kul i tym podobnych rzeczy ze swoich ciał, podałem Gilbertównie woreczek z krwią i sam wziąłem jeden, siadając obok niej na sofie.

-Damon…- zaczęła dziewczyna, patrząc na mnie.

-Hmm?

-Dziękuję… I przepraszam…

-Za co?- zapytałem zdezorientowany.

-Za to, że cię nie posłuchałam… Miałeś rację, co do tego gościa…

Już miałem odpowiedzieć, gdy weszła mi w słowo.

-Tylko nie mów „A nie mówiłem”, proszę.

-Nie powiem tego.- Spojrzała na mnie zdziwiona.- Powiem: „Ja zawsze mam rację”, kochanie.

Nachyliła się i mnie pocałowała.

-Kocham cię, Damon.

-Emocje wróciły?- zaśmiałem się.

-Tak, panie Salvatore- uśmiechnęła się szczerze.

-Cieszę się, panienko Gilbert…- oświadczyłem.- Ja ciebie też, Eleno…- szepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
ode mnie:
Proszę o komentowanie :* Buziaki <3