wtorek, 15 października 2013

Ważne decyzje- Rozdział 14


 No siemka!
Jak mnie tu dawno nie było! :* Co u Was, kochani? Jak nowy rok szkolny?  Sorki, że wcześniej nie dodałam, choc ten rozdział od kilku miesięcy spoczywał u mnie w folderze "opowieści dziwnej treści" :3
No dobrze, koniec mego marudzenia. Czytajcie więc^^ :

Elena:

Dziś jest Dzień Założyciela.

Od kilku dni, a dokładnie od przyjazdu Damona, Care i Bonnie próbują mnie namówić, bym poszła z nimi na imprezę z okazji tego święta. Blondynka dzwoni do mnie bez przerwy, dosłownie. Dziewczyny uważają, że skoro „wróciłam z martwych” i wyglądam jak człowiek, powinnam się ludziom pokazywać.

Ale jak ja, do ciężkiej cholery, mam spokojnie iść na jakiś przeklęty bankiet, skoro dziś mam podjąć decyzję, która zaważy nad resztą mojego życia…?

Tak, obiecałam braciom Salvatore, że dziś podejmę decyzję. Gdy przysięgałam to Damonowi, myślałam, że będę miała czas ostatecznie pomyśleć. Ale co chwila- „Eleno, musisz mi pomóc- jaką sukienkę założyć na Dzień Założyciela?”; „Eleno,…?”.

No i nie pomyślałam. Jak mam zadecydować? Jaką decyzję podjąć?

Rozległ się dzwonek do drzwi.

-Elena, otworzysz?!- krzyczał Jeremy z łazienki. Ugh…! Odkąd oficjalnie jest z Bonnie, spędza w łazience więcej czasu niż Caroline…!

Powlokłam się po schodach na dół i otworzyłam drzwi.

O wilku mowa- w progu zobaczyłam pannę Forbes uzbrojoną w kilka toreb i milion pokrowców na ubrania.

-Hej, słońce!- przywitała mnie przyjaciółka i, mijając mnie, weszła do domu.- Masz już wybraną sukienkę? Mam nadzieje, że tak. Nie mogę się doczekać, a ty?...- paplała, kierując się do salonu.

- Nie chcę iść na ten cholerny bankiet, Caroline!- wykrzyknęłam, przerywając jej.

-Ale Elena, to bankiet z okazji Dnia Założycieli! Musisz iść!- błagała mnie Caroline.

-Nie chcę, rozumiesz?!

- Dlaczego?! Przecież zawsze lubiłaś  takie imprezy! Zakładałyśmy kiecki, szpilki i czułyśmy się jak księżniczki!

- Nie idę! Bez gadania! Nie przekonasz mnie, Care! Nieważne, dlaczego!

-Ważne, Elena!

                Złamałam się. Nie miałam jej tego mówić, ale pękłam.

-Bo tam będzie Damon… i Stefan!- jęknęłam, siadając na kanapie. Care przycupnęła obok mnie.- A ja… Ja nie wiem jak mam się wobec nich zachować. Co mam im powiedzieć?! Kocham Damona… Ale co ze Stefanem? Do niego też coś czuję- rozpłakałam się.-Co mam zrobić, Caroline?- zapytałam przyjaciółkę, przełykając łzy.

-Chodź ze mną na ten bankiet. Nie będziesz zwracać na nich uwagi, a ja, ty i Bonnie będziemy się trzymać razem! Tylko we trzy.

-Tak myślisz?- zapytałam. Caroline prawie mnie przekonała.

-Tak, tak myślę, Elena. Wymagają od ciebie, byś się zdecydowała- w takim razie muszą być cierpliwi. A Stefan? Niech też się zdecyduje i zerwie kontakt z Rebeką! Damon niech też pomyśli! A teraz chodź, musimy wybrać ci sukienkę. No, bo panna Gilbert się nie przygotowała- zażartowała Caroline.- I ja też muszę się przebrać!

Caroline wyciągnęła mnie z salonu  i pobiegłyśmy do mojego pokoju.  Moja przyjaciółka przebrała się w swoją miętowozieloną kreację, a mi wybrałyśmy czarną, koronkową. Po chwili byłyśmy gotowe.

-Gdzie Bonnie?- zapytałam Caroline, przeglądając się w lustrze. Zapomniałam już, gdzie miała iść dzisiaj moja druga przyjaciółka- dziś są urodziny jej babci, musiała pójść na cmentarz.

-Spotkamy się w Grillu. No, piękna, idziemy!- zarządziła Caroline i zadzwoniła po taksówkę.

W czasie drogi nieświadomie trzęsłam się ze strachu. Caroline to zauważyła i położyła swoją dłoń na moich rękach.

-Elena. Nie martw się, dziewczyno. Ani ja, ani Bonnie nie dopuścimy do ciebie żadnego Salvatore’a- uśmiechnęła się ciepło.-Dzisiaj wszystkie trzy będziemy egoistkami i nie będziemy przejmować się facetami, ok.?

-Dobrze-odpowiedziałam.

-Poradzimy sobie. Przecież nasze trio to dwie wampirzyce i czarownica- szepnęła mi do ucha Caroline, tak cicho, by nie usłyszał jej kierowca. Obie się uśmiechnęłyśmy.

Dojechaliśmy do Mystic Grill. Wysiadłyśmy z auta, a Caroline zapłaciła taksówkarzowi.

-Idziemy- zarządziła moja przyjaciółka i ruszyła w stronę drzwi. Już miałam iść za nią, gdy coś mnie zatrzymało i zajrzałam przez szybę do środka knajpy.

Care nie miała racji- Stefan już wcześniej zerwał kontakty z Rebeką, gdyż Pierwotną obejmował Matt. I wtedy ich zobaczyłam. I Damona, i Stefana… Może gdyby był tylko jeden z nich…

-Elena?!- popędzała mnie Caroline.- No, chodź!

-Care, ja nie mogę… Ja… Ja przepraszam… Nie mogę tam wejść.- Zbierało mi się na płacz.

-Elena! Wejdziesz tam! Trzymamy się razem, zapomniałaś?

-W takim razie, wrócisz ze mną do domu.

-Że co?!

-Trzymamy się razem- pokonałam ją jej własna bronią.

-Niech ci będzie- mruknęła.

-Może później dołączę… - Obie wiedziałyśmy, że tak się nie stanie.- Muszę to przemyśleć. Bawcie się dobrze. Przeproś ode mnie Bonnie. I ciebie też jeszcze raz przepraszam. Pa.

-Pa…- odpowiedziała smutno Caroline.

-No leć już- pospieszyłam ją i dziewczyna zniknęła mi z oczu.- Proszę pana! Stop!- krzyknęłam za taksówką, która niedawno nas tu przywiozła. Kierowca zatrzymał auto.

-Panienka Gilbert?- zapytał zaskoczony.-A pani nie na przyjęciu?

-Zmieniłam plany. Do domu proszę.

Po kilku minutach podjechaliśmy pod mój rodzinny dom. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z auta.  Zdążyłam otworzyć drzwi i naszła mnie ochota by się przejść. Zostawiłam kopertówkę na komodzie w przedpokoju i skierowałam się w prawo, w kierunku skrzyżowania naszej ulicy i Summer Street…

Damon:

Szukałem Eleny. Nigdzie jej nie było. Wypatrzyłem tylko wiedźmę i Plastic Fantastic.

-Hej. Nie wiecie co z Eleną?- zapytałem.

-Nie wie jak z wami postąpić i się boi. Nic dziwnego.- Blondi uśmiechnęła się jadowicie.

-Damon, musicie dać jej czas. Nie da się tak hop-siup, zadecydować z kim chce się spędzić resztę życia…

-Dzięki za wsparcie…- mruknąłem i odszedłem do stolika z alkoholem.

Stefan:

Podszedłem do Damona, który stał przy charakterystycznym dla siebie miejscu- stoliku z alkoholem.

-Nie wiesz gdzie jest Elena?- zapytałem.

-Musicie dać jej czas. Nie da się tak hop-siup zadecydować z kim chce się spędzić resztę życia- zaczął przedrzeźniać czyjś głos. Od razu skapnąłem się, że autorką tych słów musiała być Bonnie, to wszystko dzięki aktorskim umiejętnościom mojego brata.- Do dupy z tym…- Wziął zawartość swojej szklanki na raz, odstawił ją i odszedł.

Elena:

Spacerowałam po ulicach, płacząc.

Dlaczego moje życie musi być tak popaprane!?

Klaus dał mi szansę, bym mogła być znów ze Stefanem, ale czy ja naprawdę go kocham?

Z drugiej strony- Damon. Przecież to jest ten egoistyczny cham, którego kiedyś nie mogłam znieść.

Co ja mam zrobić? Muszę któregoś z nich wybrać.

Stefan jest uczynny, życzliwy, uprzejmy, szarmancki. Wymarzony chłopak.

A Damon… Damon jest zupełnie inny… Gdy jestem przy nim,  nic innego nie ma znaczenia. Jego obecność przysłania mi wszystko. Czuję się przy nim wolna, nigdy nie wiem co mnie czeka…

Poczułam krople na głowie. Spojrzałam w niebo. Zaczęło padać. Ukryłam się pod jakimś daszkiem.

Analizowałam, gdzie jestem.

Biblioteka. Jestem w środku. Siedemset metrów do domu, siedemset metrów i jestem w Grillu.

Gdzie iść?

Nie zorientowałam się nawet, gdy szłam przez tą ulewę w stronę centrum. Czyli jednak moje serce zadecydowało, że muszę wybrać. Teraz. Zaraz. Dosłownie za chwilkę zaważy się mój los.

Wiedziałam, że jestem rozmazana i przemoczona do suchej nitki. Nie obchodziło mnie to.

Szłam zdecydowanym krokiem w stronę mojego celu…

Damon:

Na podest weszła pani burmistrz. Bourbon mam pod ręką. Jestem przygotowany na długie, nudne przemówienie.

-Witam was, drodzy mieszkańcy Mystic Falls. Święto Założycieli, jak wiecie, jest dla nas najważniejszym dniem w całym roku…- O tak, to będzie dłuuuuuuuugie.

Później słyszałem tylko „Blablablablabla…”.             

Nagle jednak wszystko ucichło, nawet Carol Lockwood i jej przemówienie. Spojrzałem w tam, gdzie wszyscy. Do Grilla weszła przemoczona dziewczyna.

Nim się spostrzegłem, przyciągnęła mnie do siebie.

Elena:

Nie byłam przygotowana.  Po prostu weszłam tam i pocałowałam Damona. Wybrałam.

Caroline:

Byłam zdezorientowana.

Do baru weszła jakaś laska i rzuciła się na Damona.

-To Elena?- zapytałam Bonnie.

-Nie wiem… Chyba tak…- szepnęła czarownica, wskazując głową na Stefana, który wyszedł z Mystic Grill, trzaskając drzwiami.

Elena:

Oderwałam się od Damona. Był zaskoczony. Nie mógł wydusić słowa.

Na sali rozległy się pogwizdywania, krzyki i oklaski.

Uśmiechnęłam się do Damona. Brunet niepewnie odwzajemnił uśmiech.

-Kocham cię, debilu- szepnęłam i ponownie pocałowałam Salvatore’a.

Damon:

Elena wybrała. Wybrała mnie. Elena. Wybrała. Mnie.

Miałem ochotę krzyknąć: Ludzie! Jest zajebiście!

Cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało cukierka.

Niech ktoś mnie uszczypnie…! A zresztą- jak mogłaby wybrać rąbniętą Stefcię, wielbiącą swe włosy…?

-Ja ciebie bardziej- odpowiedziałem.

Caroline:

Wow, Elena wybrała Damona… Nie znoszę go, ale jeśli to z nim będzie szczęśliwa, będzie trzeba go choć trochę zaakceptować.

Spojrzałam na scenę- pani Lockwood próbowała co chwilę coś powiedzieć, ale wahała się. Mimo kilku prób podchodzenia do mikrofonu, jeszcze nie kontynuowała przemówienia.

-Zaraz wracam- szepnęłam do Bonnie i ruszyłam w stronę podestu.- Przepraszam, ale to chyba jest ciekawsze…- powiedziałam cicho, podchodząc do mamy Tylera i wskazałam głową na całujących się Elenę i Damona.

Uśmiechnęła się lekko, zrzuciła tekst przemówienia na podłogę i zaczęła klaskać. Nie spodziewałam się tego po niej.

Usłyszałam druga osobę, która kontynuowała działania pani burmistrz- przy drzwiach do baru stał Klaus.

 Moje serce przyspieszyło, gdy go zobaczyłam. Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, a moje nogi zmiękły. Ruszyłam niepewnym krokiem w jego stronę, jednak gdy zeszłam z podestu, przyspieszyłam.

Zacisnęłam palce na marynarce od jego garnituru i przyciągnęłam do siebie Pierwotnego.

Pieprzyć to, że jakieś pięć metrów za mną stoi mama mojego chłopaka. Byłego chłopaka. To znaczy nieoficjalnie byłego, ale…

Caroline! Nie psuj chwili myśleniem, o tym kto jest oficjalny, a kto nie!, skarciłam się w myślach. Liczy się tu i teraz.

Kocham cię, Klaus. Kocham, kocham…!

-Kocham cię-szepnęłam, patrząc hybrydzie w oczy.

-Przesłyszałem się?- wymamrotał.

-Tysiąc lat to jeszcze nie tak dużo. Nie martw się, słuch cię nie zawodzi- uśmiechnęłam się, a on odpowiedział mi tym samym.
 
ode mnie:
I jak? Może byc? czekam na Wasze opinie w postaci komentarzy :*
Kocham Was i do napisania! ^.^
Emka ;)
PS. Next będzie prawdopodobnie ostatnią częścią tego opowiadania...