wtorek, 3 września 2013

Proszę...- Rozdział 13

Hej, Kochani!
I skończyło sie lato... Niestety. Ale przybywam do Was z nowym rozdziałem. Miałam dodac wczoraj, ale prąd nam wysiadł ;/
No, to koniec paplania- zapraszam do lektury. Mam nadzieje, ze sie spodoba :3



Elena:

Obudziłam się wcześnie rano i poszłam do Salvatore’ów, by wziąć prysznic, gdyż we wszystkich innych domach w MF z rur leciała woda z werbeną. Ich willa była wyjątkiem.

Gdy znalazłam się w łazience, zdjęłam ubrania i weszłam do kabiny.

W momencie, gdy włączyłam wodę, poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Odwróciłam się i zobaczyłam Damona. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Po chwili oderwałam się od niego delikatnie, zagryzłam wargę i otworzyłam oczy.

Zamiast Damona zobaczyłam Stefana. Uniosłam rękę i pogładziłam go po policzku.

Podniosłam się z jękiem i rozejrzałam.

Byłam w pokoju Bonnie. Siedziałam w śpiworze koło jednoosobowego łóżka, na którym spała mulatka. Caroline, również pogrążona we śnie, leżała okryta różowym kocem obok mnie.

Zegar wiszący na ścianie wskazywał piątą trzynaście.

Wstałam najciszej jak umiałam, zarzuciłam kurtkę na piżamę i włożyłam buty. Schowałam resztę wczorajszych ciuchów do torby, wzięłam ją i cicho wyszłam z domu mulatki.

Szłam przed siebie, wiedząc, że i tak dojdę do domu. W takiej mieścinie jak Mystic Falls każda droga prowadzi w każde miejsce.

Nim się zorientowałam, byłam na moście Wickery. Już dwa razy miałam tu umrzeć. Ale tak na zawsze. Bo przecież jestem żywym trupem.

Może to było mi przeznaczone- umrzeć wraz z rodzicami, zniknąć z tego świata… Wtedy nigdy nie spotkałabym braci Salvatore. I nie miałabym tych wszystkich problemów…

Poczułam pierwsze promienie słońca na twarzy. Moją głowę nawiedziła pewna myśl. Zerknęłam na pierścień, który spoczywał na moim palcu.

-Eleno, nie rób tego…!- usłyszałam.

Podniosłam głowę. Kilka metrów dalej stały Caroline i Bonnie. Blondynka miała na sobie tylko krótką koszulę nocną na ramiączkach i skórzane kozaki, a Bennett’ówna piżamę, rozwiązany szlafrok i grube skarpetki w zielono- niebieskie paski.

-Moje życie i tak nie ma sensu! Co to za różnica!?- krzyczałam, połykając łzy.

-Eleno, proszę!- pisnęła Forbes.

-Pomyśl o Jeremy’m!- prosiła Bonnie.- On oprócz ciebie nie ma żadnej rodziny!

Trafiła w mój czuły punkt. Jeremy. Mój młodszy brat. Zostanie kompletnie sam.

-Proszę…- wyszeptały równocześnie.

Po mojej twarzy spłynęły kolejne łzy. Zniknęłam w wampirzym tempie.

Jeremy:

Wczoraj wieczorem dostałem SMS-a od Bonnie- Elena wróciła. Chciałem pojechać do domu mojej dziewczyny- tak, dobrze słyszycie-by zobaczyć się z siostrą, lecz Bon prosiła, bym tego nie robił. Babski wieczór i tak dalej.

Usłyszałem trzask drzwi.

-Elena?- zawołałem, wychodząc z kuchni.

Moja siostra upuściła torbę na podłogę i rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją.

-Och, Jer…- wyszeptała.- Przepraszam.

-Cieszę się, że wróciłaś- odpowiedziałem.

Elena odsunęła się ode mnie, po jej policzkach płynęły łzy. Uśmiechnęła się słabo, podniosła bagaż i skierowała się po schodach na górę.

***

Caroline:

Od tygodnia Elena siedzi w swoim pokoju i nie wychodzi. Wygląda gorzej niż, Eleno przepraszam, bezdomny.

Wieczorem tego dnia, gdy powstrzymałyśmy Elenę przed „misją samobójczą”, Jeremy zadzwonił do Bonnie, mówiąc, że jego siostra od rana nie wyszła z pokoju i się o nią martwi.

Oddział ratunkowy, tak Jer nazwał mnie i Bennett’ównę, od razu wkroczył do akcji. Od tamtego czasu Elena wypiła jeden woreczek z krwią. Nic więcej. Nie zadziałało na nią nawet to, że ktoś musi zrobić coś Jer’owi na obiad. Zero reakcji. Oczywiście nie zostawiłyśmy go bez jedzenia- on i Bonnie chodzą do Grilla na jakieś fast foody.

Stefan wydzwaniał do mnie jakieś sto razy, pytając o Elenę, gdyż ta ma wyłączony telefon.

Damon się nie odezwał- i dobrze. Nie lubię go. Ba! Nienawidzę tego palanta!

Zatrzymałam auto przed domem Gilbertów. Otworzyłam drzwi zapasowym kluczem, który dał mi Jeremy w razie nagłych przypadków.

Skierowałam się na piętro, przeskakując co dwa schodki. Wparowałam do pokoju Eleny- jego właścicielka, prawie jak zawsze, siedziała na parapecie, wyglądając przez okno. Jej pokój wyglądał gorzej niż ona (choć wydawało mi się to niemożliwe). Ubrania walały się po całym pokoju, a na szafkach była warstwa kurzu.

-Hej, Eleno- rzekłam niepewnie i skierowałam się w jej stronę, omijając „przeszkody” na podłodze.- Wypij, proszę. Nie! Chwila! Masz to wypić! To rozkaz!- podniosłam głos, podając jej woreczek z krwią, który wyjęłam ze szkolnej torby.

Usiadłam na brzegu łóżka.

-A więc…- zaczęłam.- Żałuj, że nie byłaś dziś w szkole!- zawołałam trochę zbyt entuzjastycznie i zaczęłam zbierać ciuchy z podłogi.- Rachel Adams zmieniła fryzurę. Gdybyś ją widziała! Wygląda jak kaczka! A Donna Hunt chodzi z Jake’iem Collinsem! Jak on mógł rzucić Hilary dla tej łasicy, prawda?

Elena nie zareagowała, bawiła się woreczkiem, który jej podałam. Spochmurniałam. Odłożyłam ubrania Eleny na łóżko i usiadłam na parapecie obok niej.

-Eleno, proszę, porozmawiaj ze mną…!- pisnęłam bezradnie.

Elena podniosła woreczek do ust i zaczęła z niego pic. Yeah! Wreszcie jakieś postępy!

Gdy opróżniła torebkę, wreszcie na mnie spojrzała. Od razu wyczytałam prośbę z jej spojrzenia. Bez zastanowienia sięgnęłam do torby po kolejne opakowanie i podałam je Elenie.

Gdy skończyła, ponowiłam prośbę.

-Porozmawiaj ze mną.

-Care…- Po jej policzku spłynęła łza.- Ja się boję. Nie chcę ich spotkać.

-Damona nie ma… Jeszcze nie wrócił.- szepnęłam, a Elena spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przerażenia. Idiotka ze mnie! Głupia, głupia, głupia...!

-Caroline, jestem jak Katherine…- Wtuliła się we mnie. Zemdliło mnie, gdy usłyszałam imię tej zołzy.

-Nie, wcale nie jesteś jak ona, Eleno. Jeśli chodzi o bycie suką, nikt jej nie dorówna- stwierdziłam, przytulając przyjaciółkę.

-Ja… Boję się, że Damon nie wróci…- szepnęła przez łzy.

-Wróci…- szepnęłam, niepewna tego, co mówię, i pogładziłam przyjaciółkę po włosach.

Gadałyśmy jeszcze godzinę.

-Chyba się prześpię- powiedziała Elena.

Przytuliłam ją, wzięłam torbę i wyszłam, zostawiając na półce dwa woreczki z krwią.

Kiedy schodziłam po schodach, drzwi się otworzyły, a do domu wpadli roześmiani Bonnie i Jeremy. Jer niósł dwie siatki z zakupami. Widząc stan ich ubrań, wiedziałam, że byli na zajęciach plastycznych u pani McRyan.

Gdy Bon mnie zobaczyła, od razu zapytała:

-Byłaś u Eleny? Co z nią?

-Rozmawiałam z nią. Teraz śpi.- Posłałam Jeremy’emu znaczące spojrzenie.

-To ja… No…- dukał młody Gilbert.- Rozpakuję zakupy…!

I zostałyśmy same w holu.

-Powiedziała ci coś?- zapytała Bon.

-Boi się. Nie chce ich spotkać. Martwi się, że… D a m o n- wycedziłam z pogardą imię bruneta- nie wróci.

-Niech ona nie myśli o tym dupku…! Ma Stefana…!- mulatka zaczęła się burzyć.

-Ja uważam tak samo, Bon. Ale co zrobić? W kwestii jej uczuć do Damona chyba jesteśmy bezradne…

-Bonnie, chyba nie kupiliśmy mąki!- Dobiegł nas z kuchni głos Jer’a.

-Jak to nie kupiliśmy?!- odkrzyknęła Bon.- Przepraszam cię…- Wskazała na kuchnię.

-Jasne, nie ma sprawy. Pa.- Przytuliłam ją i wyszłam.

***

Weszłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko.

Jak pomóc Elenie? Co zrobić, żeby tak nie cierpiała? Porozmawiać ze Stefanem?

Sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej telefon. Weszłam w ikonkę „Galeria zdjęć”. Znalazłam odpowiednią fotografię. Przedstawiała… Klausa. Tak, mam zdjęcie jego w komórce.

-Klaus…- szepnęłam.- Co mam zrobić? Pomóż mi…

Nagle w głowie zaświtał mi pewien głupi pomysł. Gdyby nie okoliczności, w których się znajdujemy, nigdy bym tego nie zrobiła. Ale kocham Elenę, jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.

-Dziękuję, Klaus- powiedziałam podekscytowana, szukając numeru w kontaktach.

Damon:

Popijałem właśnie Bourbona, siedząc w jakimś barze na obrzeżach Tennessee. Kilka minut wcześniej pożywiłem się jakąś długonogą kelnerką. Tak! To jest życie!

Telefon zabrzęczał mi w kieszeni. Zignorowałem dzwonek.

 Komórka zadzwoniła po raz czwarty i zirytowany wyjąłem ją. Spojrzałem na wyświetlacz.

                                                               Plastic Fantastic

Czego ta głupia dziunia ode mnie chce?!

Telefon zadźwięczał po raz kolejny.

-Czego?!- warknąłem, odbierając.

-Damon?!- pisnęła przerażona.- Wreszcie! Musisz wrócić do Mystic Falls!

-Chyba jednak nie przyjmę propozycji, Barbie.

-Chodzi o Elenę!

Znieruchomiałem.

-Elena mnie nie…- zacząłem.

-Ugryzł ją wilkołak!- przerwała mi.- Zostało jej kilka godzin życia! A ja nie mogę dodzwonić się od Klausa…!

Mój mózg przetwarzał informacje, które przekazała mi dziewczyna.

Elena. Wilkołak. Mystic Falls. Klaus.

-Damon?- pisnęła Caroline.- Proszę cię…!

-Ugh…!- mruknąłem.-  Wy, kobiety, potraficie zrujnować innym życie.

Rozłączyłem się, wyszedłem z baru i wsiadłem do samochodu.

A więc kierunek MF… Kierunek Elena.

Caroline:

Jej!!! Jestem wspaniała! Proszę o brawa!

Zadzwoniłam do Eleny.

-Halo?- usłyszałam zaspany głos szatynki.

-Elena? Szykuj się! Damon będzie u Ciebie za godzinę…  Góra za dwie. Możesz mnie wielbić!- pisnęłam.

-Aha…- dukała.- Dz-dzięki…

Rozłączyła się.

-Klaus jesteś boski!- krzyknęłam na cały dom.

Elena:

Dopiero po chwili to do mnie dotarło.

Damon tu jedzie. Damon. Mój Damon!!!

Tylko jak Caroline udało się go do tego przekonać?

Przestałam się tym przejmować i pognałam do łazienki, w której, swoją drogą, dawno nie gościłam. Weszłam szybko pod prysznic.

Po jakichś czterdziestu minutach wyszłam spod natrysku. Założyłam szlafrok i wtarłam w mokrą czuprynę odżywkę o zapachu kokosa. Umyłam zęby i zaczęłam suszyć włosy.

Gdy były już suche, podbiegłam do szafy po jakieś ubrania.

Damon:

Jechałem jakieś 260 kilometrów na godzinę. Jeśli Elena umrze… Nie wiem co bym wtedy zrobił.

Kocham ją mimo wszystko. Tak, włączyłem uczucia. Nie mogę być bezwzględnym dupkiem, kiedy dziewczyna, która jest dla mnie najważniejsza, odchodzi z tego świata.

Powitały mnie ulice Mystic Falls. Przejechałem obok Grilla, przypominając sobie o tym jak przesiadywałem tam z Ric’iem.

Pokój z tobą, stary- pomyślałem, spoglądając w niebo.

Skręciłem w ulicę, przy której stał dom Gilbertów. Zaparkowałem krzywo przed budynkiem i rzuciłem się biegiem do wejścia.

Z kuchni dobiegły mnie śmiechy. Nagle ucichły.

-Damon?!- Do holu weszła wiedźma, a za nią młody.- Co ty tu do…?

Nie wiem, co mówiła dalej, bo ruszyłem do pokoju Eleny.

Otworzyłem gwałtownie drzwi.

Stała przy łóżku. Odwróciła się. Wyglądała… Normalnie.

-Damon…- szepnęła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-Nieźle się trzymasz… Jak na umierającą…- rzekłem niepewnie.

-Umierającą?... Oh, to wymysł Caroline…- wymamrotała.

-Czyli jednak żyjesz… I nie jestem potrzebny.- Miałem zamiar wyjść, ale Elena złapała mnie za rękę.

-Damonie, proszę! Zostań…!

-Ale po co?! Masz Stefcia! Jesteś z nim! Nie jestem ci potrzebny!- krzyczałem.

-Ale ja nie jestem ze Stefanem…- szepnęła, a mnie zamurowało.- Rozstałam się z nim chwilę po tym, jak wyjechałeś…

Stałem jak ten kołek. Elena rzuciła mojego idealnego braciszka?

Rozejrzałem się po jej pokoju.

-Co robisz?- zapytała.

-Gdzie tu jest ukryta kamera?

-Damon…- Ujęła moją twarz w dłonie.- Mówię prawdę. Zostań, proszę. Kocham cię…

-Stefana też kochasz- stwierdziłem, a ona spuściła wzrok.

-Zdecyduję. Dajcie mi trochę czasu…

-Elena, my od zawsze dajemy ci czas!- ryknąłem.

-Kilka dni, proszę, podejmę decyzję. Zostań.

Wahałem się. Pewnie Elena i tak nie wybierze żadnego z nas.

-Skąd mam wiedzieć, że znowu się nie wycofasz?- zapytałem.

Pocałowała mnie lekko.

-Proszę, zostań…- szepnęła, gdy się ode mnie odsunęła.

-Zostaję do końca tygodnia. Później wyjeżdżam- powiedziałem i wyszedłem.

W holu ponownie zastałem Jeremy’ego i Bonnie. Zignorowałem ich podejrzliwe spojrzenia i opuściłem dom.

No, to czeka mnie pięć dni niepewności. Później, znając życie, i tak wyjadę.