Prezpraszam, że tak długo nie dodawałam, ale byłam na wakacjach i wcześnie nie mogłam. Od razu też przepraszam za jakośc dzisiejszej części, gdyż była pisana na szybko, bo jutro znowu wyjeżdżam<3
A więc nie zanudzam dłużej;*
Miłej lektury:P
Elena:
Uchyliłam powieki. Promyki słońca mnie drażniły, więc
ponownie zamknęłam oczy.
Co stało się wczoraj?
Odtwarzałam wszystko po kolei.
Spotkałam Damona w klubie. Przyjechaliśmy tu. Całowaliśmy
się, a potem pokłóciliśmy. Do mieszkania wparowali… Scott i Audrey… Zabiłam
Johnsona, a później, z pomocą Damona, blondynkę. No i poćwiartowa…
-Dzień dobry, Eleno- usłyszałam i zerwałam się z łóżka.
No posłaniu leżał Salvatore z rękoma założonymi za głowę.
-Damon?!?!?! Co ty, do jasnej cholery, tu robisz!? Won!-
wrzasnęłam.
-Aleś ty agresywna Eleno- stwierdził Damon, tonem
zdziwionego nauczyciela.- A w nocy zrobiłabyś wszystko, by nie być sama…
-Wynocha! Mówię w suahili czy co!? Won!
Brunet podniósł się leniwie z łóżka i skierował do drzwi. Przystanął
przy mnie i szepnął:
-W suahili to kupata
nje.
Nie wytrzymałam. Doskoczyłam do łóżka, chwyciłam poduszkę i
wycelowałam nią w bruneta, jednak uderzyła w zatrzaśnięte już drzwi.
-Potrenuj!- usłyszałam przytłumiony głos.
Opadłam na pościel pełna złości i bezradności.
-Palant…!- syknęłam.
Caroline:
Obudziłam się i, nie otwierając oczu, sięgnęłam do szafki
nocnej po telefon.
Gdy jednak moja ręka opadła, nie czując żadnego stolika,
otworzyłam oczy.
Byłam w jakimś nieznanym sobie miejscu.
Podniosłam się zdezorientowana do siadu, przytrzymując
kołdrę.
Rozejrzałam się wkoło- jakieś obskurne pomieszczenie ze
zdartą tapetą i…
Do diabła! Z Klausem leżącym obok mnie!
Idiotka, idiotka, idiotka!, krzyczałam na siebie w myślach,
szukając swoich ubrań.
-Wybierasz się dokądś, my sweetheart?- usłyszałam ten kojący
uszy głos z brytyjskim akcentem.
Odwróciłam gwałtownie głowę.
Klaus podpierał się na łokciu i wręcz pożerał mnie wzrokiem.
-Klaus, ja… Przepraszam, byłam pijana…- paplałam
rozgorączkowana.
-Po jednym łyku drinka?- zaśmiał się.
-Przepraszam cię bardzo… Naprawdę… Ja… Ja nie chciałam robić
ci nadziei… J-ja… Kocham Tylera…
Nie kochasz tamtego zapchlonego kundla, debilko!, krzyczał
drugi głosik w mojej głowie.
Twarz Mikaelsona momentalnie zmieniła swój wyraz, a jego
mięśnie napięły się.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam…- wydukałam zakładając
kurtkę.- Żegnaj, Klaus…
Jednak, gdy złapałam za klamkę coś we mnie pękło.
Dobiegłam do pierwotnego w wampirzym tempie, pocałowałam go
i znalazłam się w holu.
Poprawiłam sukienkę i pełna mieszanych uczuć, opuściłam
budynek.
Damon:
Siedziałem właśnie na kanapie, pijąc krew z woreczka, gdy z
łazienki wyszła Elena. Miała na sobie krótką różową spódniczkę, granatową
bluzkę i czarną skórzaną kurtkę, przypominającą moją.
-Gdzie idziesz?- zapytałem.
-Czekają na mnie znajomi Scotta, muszę im wyjaśnić, czemu
nie ma tej dwójki…
-Czyżby wróciły emocje, panno Gilbert?- spytałem złośliwie.-
Porzuciłaś tryb „Bad Elena”?
-Uważam, że należą się im wyjaśnienia- stwierdziła
obojętnie.-Idziesz ze mną?
-Znajomi czy znajome?
-Dwa w jednym- powiedziała głosem pozbawionym wyrazu, choć
wiedziałem, że w środku aż się gotuje. Jak uwielbiam ją denerwować!
-A więc chodźmy!- Znalazłem się przy niej z kurtką w ręku.-
A, byłbym zapomniał- zwłoki tego gostka leżą w worku w kuchni.
-Nie wyniosłeś tego?!- krzyknęła Gilbertówna, kierując się
do tamtego pomieszczenia.
-A co ja- pokojówka?!- odkrzyknąłem, gdy Elena wracała z
czarnym workiem na śmieci.
-Trzymaj- mruknęła, podając mi reklamówkę, i otworzyła
drzwi.- Czy jaśnie pan raczy wyjść?
Opuściłem mieszkanie i poczekałem na szatynkę, która właśnie
wyjęła klucz z zamka.
Wyszliśmy z budynku w ciszy. Wyrzuciłem worek do śmietnika i
dołączyłem do Eleny.
-Gdzie masz się z nimi spotkać?- zapytałem.
-W Lucreice’s Coffee, kawiarnia jakieś 100 metrów stąd-
odpowiedziała.
Rzeczywiście po minucie, góra dwóch, wchodziliśmy kawiarni.
Szatynka skierowała się do stolika w rogu przy którym
siedziały dwie dziewczyny i chłopak.
Elena:
-O Elena, już jesteś- powiedziała Lena, uśmiechając się
blado.
Wszyscy troje mieli strach wymalowany na twarzach.
Jednak Monica wydawała się najmniej przejęta. A zresztą- ona
zawsze wydawała mi się jakaś dziwna.
Lecz kiedy blondynka spojrzała na Damona, w jej oczach
pojawiły się iskierki podniecenia. Za chwilę ją uduszę!
- To Damon, mój stary znajomy. Wczoraj zadzwonił, że jest w
Nowym Jorku, dlatego tak szybko wyszłam- skłamałam.- Lena, Monica i Max-
oświadczyłam, wskazując na poszczególne osoby.
-Masz jakieś wiadomości od Scotta?- zapytał cicho Max.
Usiadłam z westchnieniem przy nim, a Damon na przeciwko, obok
Leny.
-Znalazłam to u mnie w mieszkaniu- szepnęłam, podając mu
kartkę, którą wyjęłam z kieszeni kurtki.
-List?- zapytał bezgłośnie, a ja kiwnęłam lekko głową.
Zerknęłam na Damona, który patrzył na mnie pytającym
wzrokiem.
Gdy Max skończył czytać, po jego policzku popłynęła jedna
samotna łza.
Matko, on musiał naprawdę kochać tę zdradliwą szmatę.
Rano napisałam w imieniu Johnsona list, w którym powiadamia
mnie, że wyjechał razem z Audrey i nie mamy ich szukać.
Jak dobrze, że gdy Jeremy
miał ten swój okres buntu i narkotyków nauczył mnie podrabiania każdego
praktycznie charakteru pisma.
Dziewczyny wzięły od niego list, a gdy już przeczytały,
Lenie wyrwało się ciche „O Boże!”, a Monica szepnęła tylko, myśląc, że nikt nie
słyszy, że nigdy nie ufała Audrey.
Przez następne pół godziny Lena flirtowała z Salvatorem, Max
wlepiał wzrok w ścianę, Monica czytała książkę, a ja wymyślałam przeróżne
sposoby jak tu by uśmiercić blondynkę.
Nie wiem, dlaczego. Przecież właśnie po to wyjechałam z MF.
By oderwać się od przeszłości i braci Salvatore!
W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że idę po kawę.
Zamówiłam cappuccino i czekałam na moje zamówienie. Gdy je otrzymałam i odwróciłam
się, aż się we mnie zagotowało- Lena śmiała się z Damonem, a jej ręka wylądowała na jego ramieniu.
Zabiję tę małą sukę! Nie zwróciłam uwagi na napój i prawie
go wylałam.
Jednak zobaczyłam czyjeś ręce, które przytrzymały szklankę.
Podniosłam głowę- przede mną stał przystojny chłopak o
ciemnych włosach i oczach.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się czarująco.
-Do usług- Również odpowiedział uśmiechem.
Zerknęłam w stronę naszego stolika- Damon patrzył w moją
stronę.
Doigrałeś się Salvatore- pomyślałam.
-Elena- powiedziałam, wyciągając dłoń w stronę nieznajomego.
-Sean- odparł.
Pogawędziłam sobie jeszcze z nim chwilkę, po czym dał mi
swój numer, a ja wróciłam do stolika.
Damon posłał mi mordercze spojrzenie, ale go zignorowałam i
wypiłam cappuccino.
***
Po jakichś dwóch godzinach rozeszliśmy się.
Gdy kierowaliśmy się z brunetem do wieżowca, w którym
znajduje się mój apartament, Damon stwierdził, że w kończy się krew w lodówce,
więc udał się do pobliskiego szpitala.
Bez sprzeciwu pokierowałam go do najbliższej placówki.
Musiałam pomyśleć w ciszy. Sama.
***
Byłam w mieszkaniu od jakichś trzech i pół godziny, a Damon
jeszcze nie wracał. Nie żebym się martwiła, czy coś, ale po prostu dzisiaj
łatwo mnie zirytować. A to wszystko przez Lenę. Czy ja mam coś do każdej blondynki?
Do apartamentu wszedł Salvatore worek na śmieci przewieszony
przez ramię, pełny torebek z krwią.
-Pojechałeś do Texasu po tą krew?- zapytałam, kipiąc
irytacją.
-Coś się stało? Masz jakieś problemy, kochanie?- zapytał
niby zdezorientowany, lecz ja i tak wyczułam w tym sarkazm.
-Tak, Damon. Ty jesteś moim jednym wielkim PROBLEMEM!-
krzyknęłam.
-Wiesz- zaczął z cwaniackim uśmiechem- mówią, że z
problemami warto się przespać.
Nie, no nie wierzę! Teraz to ja go naprawdę ukatrupię!
-Pieprz się, Damon- mruknęłam i skierowałam się w stronę
sypialni, mimo wczesnej pory.
-Z tobą zawsze, mała!- usłyszałam za sobą i zatrzymałam się zaciskając
pięści. Odwróciłam się powoli i zaczęłam podchodzić do bruneta, posyłając mu
mordercze spojrzenie.
Miałam ochotę wyrwać deskę z podłogi i wbić mu ją w brzuch.
-Nie pozwalam ci się tak do mnie zwracać…!- wrzasnęłam, znajdując
się dwa kroki przed nim.
-Nie pytam o pozwolenie- szepnął i wpił się w moje usta.
Nawet nie myślałam, by się bronic.
Przypomniał mi się nasz pobyt w motelu i moje uczucia
związane z tamtym wydarzeniem.
Gdy poczułam za sobą ścianę, zdjęłam szpilki i bluzkę, po
czym zaczęłam rozpinać koszulę bruneta, nie przerywając pocałunku.
Kiedy poczułam jego ręce na zapięciu mojego stanika, dwa
głosy w mojej głowie toczyły wojnę.
Jeden wrzeszczał: Opanuj się, Elena!, a drugi: Zrób to, nie myśl
o niczym innym!
Posłuchałam tego drugiego. Po sekundzie koszula Damona
zawisła na klamce od drzwi do mojej sypialni…
ode mnie:
I jak??? Pisac co dobre, a z czym przesadziłam, albo czego za mało:> Ja szczerze mówiąc, uważam, że ten rozdział to trochę jakby jedna historia w dwóch przypadkach^^
Czekam na Wasze opinie.
Całuję, Emka:D
CZYTANIE=KOMENTOWANIE