wtorek, 15 października 2013

Ważne decyzje- Rozdział 14


 No siemka!
Jak mnie tu dawno nie było! :* Co u Was, kochani? Jak nowy rok szkolny?  Sorki, że wcześniej nie dodałam, choc ten rozdział od kilku miesięcy spoczywał u mnie w folderze "opowieści dziwnej treści" :3
No dobrze, koniec mego marudzenia. Czytajcie więc^^ :

Elena:

Dziś jest Dzień Założyciela.

Od kilku dni, a dokładnie od przyjazdu Damona, Care i Bonnie próbują mnie namówić, bym poszła z nimi na imprezę z okazji tego święta. Blondynka dzwoni do mnie bez przerwy, dosłownie. Dziewczyny uważają, że skoro „wróciłam z martwych” i wyglądam jak człowiek, powinnam się ludziom pokazywać.

Ale jak ja, do ciężkiej cholery, mam spokojnie iść na jakiś przeklęty bankiet, skoro dziś mam podjąć decyzję, która zaważy nad resztą mojego życia…?

Tak, obiecałam braciom Salvatore, że dziś podejmę decyzję. Gdy przysięgałam to Damonowi, myślałam, że będę miała czas ostatecznie pomyśleć. Ale co chwila- „Eleno, musisz mi pomóc- jaką sukienkę założyć na Dzień Założyciela?”; „Eleno,…?”.

No i nie pomyślałam. Jak mam zadecydować? Jaką decyzję podjąć?

Rozległ się dzwonek do drzwi.

-Elena, otworzysz?!- krzyczał Jeremy z łazienki. Ugh…! Odkąd oficjalnie jest z Bonnie, spędza w łazience więcej czasu niż Caroline…!

Powlokłam się po schodach na dół i otworzyłam drzwi.

O wilku mowa- w progu zobaczyłam pannę Forbes uzbrojoną w kilka toreb i milion pokrowców na ubrania.

-Hej, słońce!- przywitała mnie przyjaciółka i, mijając mnie, weszła do domu.- Masz już wybraną sukienkę? Mam nadzieje, że tak. Nie mogę się doczekać, a ty?...- paplała, kierując się do salonu.

- Nie chcę iść na ten cholerny bankiet, Caroline!- wykrzyknęłam, przerywając jej.

-Ale Elena, to bankiet z okazji Dnia Założycieli! Musisz iść!- błagała mnie Caroline.

-Nie chcę, rozumiesz?!

- Dlaczego?! Przecież zawsze lubiłaś  takie imprezy! Zakładałyśmy kiecki, szpilki i czułyśmy się jak księżniczki!

- Nie idę! Bez gadania! Nie przekonasz mnie, Care! Nieważne, dlaczego!

-Ważne, Elena!

                Złamałam się. Nie miałam jej tego mówić, ale pękłam.

-Bo tam będzie Damon… i Stefan!- jęknęłam, siadając na kanapie. Care przycupnęła obok mnie.- A ja… Ja nie wiem jak mam się wobec nich zachować. Co mam im powiedzieć?! Kocham Damona… Ale co ze Stefanem? Do niego też coś czuję- rozpłakałam się.-Co mam zrobić, Caroline?- zapytałam przyjaciółkę, przełykając łzy.

-Chodź ze mną na ten bankiet. Nie będziesz zwracać na nich uwagi, a ja, ty i Bonnie będziemy się trzymać razem! Tylko we trzy.

-Tak myślisz?- zapytałam. Caroline prawie mnie przekonała.

-Tak, tak myślę, Elena. Wymagają od ciebie, byś się zdecydowała- w takim razie muszą być cierpliwi. A Stefan? Niech też się zdecyduje i zerwie kontakt z Rebeką! Damon niech też pomyśli! A teraz chodź, musimy wybrać ci sukienkę. No, bo panna Gilbert się nie przygotowała- zażartowała Caroline.- I ja też muszę się przebrać!

Caroline wyciągnęła mnie z salonu  i pobiegłyśmy do mojego pokoju.  Moja przyjaciółka przebrała się w swoją miętowozieloną kreację, a mi wybrałyśmy czarną, koronkową. Po chwili byłyśmy gotowe.

-Gdzie Bonnie?- zapytałam Caroline, przeglądając się w lustrze. Zapomniałam już, gdzie miała iść dzisiaj moja druga przyjaciółka- dziś są urodziny jej babci, musiała pójść na cmentarz.

-Spotkamy się w Grillu. No, piękna, idziemy!- zarządziła Caroline i zadzwoniła po taksówkę.

W czasie drogi nieświadomie trzęsłam się ze strachu. Caroline to zauważyła i położyła swoją dłoń na moich rękach.

-Elena. Nie martw się, dziewczyno. Ani ja, ani Bonnie nie dopuścimy do ciebie żadnego Salvatore’a- uśmiechnęła się ciepło.-Dzisiaj wszystkie trzy będziemy egoistkami i nie będziemy przejmować się facetami, ok.?

-Dobrze-odpowiedziałam.

-Poradzimy sobie. Przecież nasze trio to dwie wampirzyce i czarownica- szepnęła mi do ucha Caroline, tak cicho, by nie usłyszał jej kierowca. Obie się uśmiechnęłyśmy.

Dojechaliśmy do Mystic Grill. Wysiadłyśmy z auta, a Caroline zapłaciła taksówkarzowi.

-Idziemy- zarządziła moja przyjaciółka i ruszyła w stronę drzwi. Już miałam iść za nią, gdy coś mnie zatrzymało i zajrzałam przez szybę do środka knajpy.

Care nie miała racji- Stefan już wcześniej zerwał kontakty z Rebeką, gdyż Pierwotną obejmował Matt. I wtedy ich zobaczyłam. I Damona, i Stefana… Może gdyby był tylko jeden z nich…

-Elena?!- popędzała mnie Caroline.- No, chodź!

-Care, ja nie mogę… Ja… Ja przepraszam… Nie mogę tam wejść.- Zbierało mi się na płacz.

-Elena! Wejdziesz tam! Trzymamy się razem, zapomniałaś?

-W takim razie, wrócisz ze mną do domu.

-Że co?!

-Trzymamy się razem- pokonałam ją jej własna bronią.

-Niech ci będzie- mruknęła.

-Może później dołączę… - Obie wiedziałyśmy, że tak się nie stanie.- Muszę to przemyśleć. Bawcie się dobrze. Przeproś ode mnie Bonnie. I ciebie też jeszcze raz przepraszam. Pa.

-Pa…- odpowiedziała smutno Caroline.

-No leć już- pospieszyłam ją i dziewczyna zniknęła mi z oczu.- Proszę pana! Stop!- krzyknęłam za taksówką, która niedawno nas tu przywiozła. Kierowca zatrzymał auto.

-Panienka Gilbert?- zapytał zaskoczony.-A pani nie na przyjęciu?

-Zmieniłam plany. Do domu proszę.

Po kilku minutach podjechaliśmy pod mój rodzinny dom. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z auta.  Zdążyłam otworzyć drzwi i naszła mnie ochota by się przejść. Zostawiłam kopertówkę na komodzie w przedpokoju i skierowałam się w prawo, w kierunku skrzyżowania naszej ulicy i Summer Street…

Damon:

Szukałem Eleny. Nigdzie jej nie było. Wypatrzyłem tylko wiedźmę i Plastic Fantastic.

-Hej. Nie wiecie co z Eleną?- zapytałem.

-Nie wie jak z wami postąpić i się boi. Nic dziwnego.- Blondi uśmiechnęła się jadowicie.

-Damon, musicie dać jej czas. Nie da się tak hop-siup, zadecydować z kim chce się spędzić resztę życia…

-Dzięki za wsparcie…- mruknąłem i odszedłem do stolika z alkoholem.

Stefan:

Podszedłem do Damona, który stał przy charakterystycznym dla siebie miejscu- stoliku z alkoholem.

-Nie wiesz gdzie jest Elena?- zapytałem.

-Musicie dać jej czas. Nie da się tak hop-siup zadecydować z kim chce się spędzić resztę życia- zaczął przedrzeźniać czyjś głos. Od razu skapnąłem się, że autorką tych słów musiała być Bonnie, to wszystko dzięki aktorskim umiejętnościom mojego brata.- Do dupy z tym…- Wziął zawartość swojej szklanki na raz, odstawił ją i odszedł.

Elena:

Spacerowałam po ulicach, płacząc.

Dlaczego moje życie musi być tak popaprane!?

Klaus dał mi szansę, bym mogła być znów ze Stefanem, ale czy ja naprawdę go kocham?

Z drugiej strony- Damon. Przecież to jest ten egoistyczny cham, którego kiedyś nie mogłam znieść.

Co ja mam zrobić? Muszę któregoś z nich wybrać.

Stefan jest uczynny, życzliwy, uprzejmy, szarmancki. Wymarzony chłopak.

A Damon… Damon jest zupełnie inny… Gdy jestem przy nim,  nic innego nie ma znaczenia. Jego obecność przysłania mi wszystko. Czuję się przy nim wolna, nigdy nie wiem co mnie czeka…

Poczułam krople na głowie. Spojrzałam w niebo. Zaczęło padać. Ukryłam się pod jakimś daszkiem.

Analizowałam, gdzie jestem.

Biblioteka. Jestem w środku. Siedemset metrów do domu, siedemset metrów i jestem w Grillu.

Gdzie iść?

Nie zorientowałam się nawet, gdy szłam przez tą ulewę w stronę centrum. Czyli jednak moje serce zadecydowało, że muszę wybrać. Teraz. Zaraz. Dosłownie za chwilkę zaważy się mój los.

Wiedziałam, że jestem rozmazana i przemoczona do suchej nitki. Nie obchodziło mnie to.

Szłam zdecydowanym krokiem w stronę mojego celu…

Damon:

Na podest weszła pani burmistrz. Bourbon mam pod ręką. Jestem przygotowany na długie, nudne przemówienie.

-Witam was, drodzy mieszkańcy Mystic Falls. Święto Założycieli, jak wiecie, jest dla nas najważniejszym dniem w całym roku…- O tak, to będzie dłuuuuuuuugie.

Później słyszałem tylko „Blablablablabla…”.             

Nagle jednak wszystko ucichło, nawet Carol Lockwood i jej przemówienie. Spojrzałem w tam, gdzie wszyscy. Do Grilla weszła przemoczona dziewczyna.

Nim się spostrzegłem, przyciągnęła mnie do siebie.

Elena:

Nie byłam przygotowana.  Po prostu weszłam tam i pocałowałam Damona. Wybrałam.

Caroline:

Byłam zdezorientowana.

Do baru weszła jakaś laska i rzuciła się na Damona.

-To Elena?- zapytałam Bonnie.

-Nie wiem… Chyba tak…- szepnęła czarownica, wskazując głową na Stefana, który wyszedł z Mystic Grill, trzaskając drzwiami.

Elena:

Oderwałam się od Damona. Był zaskoczony. Nie mógł wydusić słowa.

Na sali rozległy się pogwizdywania, krzyki i oklaski.

Uśmiechnęłam się do Damona. Brunet niepewnie odwzajemnił uśmiech.

-Kocham cię, debilu- szepnęłam i ponownie pocałowałam Salvatore’a.

Damon:

Elena wybrała. Wybrała mnie. Elena. Wybrała. Mnie.

Miałem ochotę krzyknąć: Ludzie! Jest zajebiście!

Cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało cukierka.

Niech ktoś mnie uszczypnie…! A zresztą- jak mogłaby wybrać rąbniętą Stefcię, wielbiącą swe włosy…?

-Ja ciebie bardziej- odpowiedziałem.

Caroline:

Wow, Elena wybrała Damona… Nie znoszę go, ale jeśli to z nim będzie szczęśliwa, będzie trzeba go choć trochę zaakceptować.

Spojrzałam na scenę- pani Lockwood próbowała co chwilę coś powiedzieć, ale wahała się. Mimo kilku prób podchodzenia do mikrofonu, jeszcze nie kontynuowała przemówienia.

-Zaraz wracam- szepnęłam do Bonnie i ruszyłam w stronę podestu.- Przepraszam, ale to chyba jest ciekawsze…- powiedziałam cicho, podchodząc do mamy Tylera i wskazałam głową na całujących się Elenę i Damona.

Uśmiechnęła się lekko, zrzuciła tekst przemówienia na podłogę i zaczęła klaskać. Nie spodziewałam się tego po niej.

Usłyszałam druga osobę, która kontynuowała działania pani burmistrz- przy drzwiach do baru stał Klaus.

 Moje serce przyspieszyło, gdy go zobaczyłam. Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, a moje nogi zmiękły. Ruszyłam niepewnym krokiem w jego stronę, jednak gdy zeszłam z podestu, przyspieszyłam.

Zacisnęłam palce na marynarce od jego garnituru i przyciągnęłam do siebie Pierwotnego.

Pieprzyć to, że jakieś pięć metrów za mną stoi mama mojego chłopaka. Byłego chłopaka. To znaczy nieoficjalnie byłego, ale…

Caroline! Nie psuj chwili myśleniem, o tym kto jest oficjalny, a kto nie!, skarciłam się w myślach. Liczy się tu i teraz.

Kocham cię, Klaus. Kocham, kocham…!

-Kocham cię-szepnęłam, patrząc hybrydzie w oczy.

-Przesłyszałem się?- wymamrotał.

-Tysiąc lat to jeszcze nie tak dużo. Nie martw się, słuch cię nie zawodzi- uśmiechnęłam się, a on odpowiedział mi tym samym.
 
ode mnie:
I jak? Może byc? czekam na Wasze opinie w postaci komentarzy :*
Kocham Was i do napisania! ^.^
Emka ;)
PS. Next będzie prawdopodobnie ostatnią częścią tego opowiadania...

wtorek, 3 września 2013

Proszę...- Rozdział 13

Hej, Kochani!
I skończyło sie lato... Niestety. Ale przybywam do Was z nowym rozdziałem. Miałam dodac wczoraj, ale prąd nam wysiadł ;/
No, to koniec paplania- zapraszam do lektury. Mam nadzieje, ze sie spodoba :3



Elena:

Obudziłam się wcześnie rano i poszłam do Salvatore’ów, by wziąć prysznic, gdyż we wszystkich innych domach w MF z rur leciała woda z werbeną. Ich willa była wyjątkiem.

Gdy znalazłam się w łazience, zdjęłam ubrania i weszłam do kabiny.

W momencie, gdy włączyłam wodę, poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Odwróciłam się i zobaczyłam Damona. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Po chwili oderwałam się od niego delikatnie, zagryzłam wargę i otworzyłam oczy.

Zamiast Damona zobaczyłam Stefana. Uniosłam rękę i pogładziłam go po policzku.

Podniosłam się z jękiem i rozejrzałam.

Byłam w pokoju Bonnie. Siedziałam w śpiworze koło jednoosobowego łóżka, na którym spała mulatka. Caroline, również pogrążona we śnie, leżała okryta różowym kocem obok mnie.

Zegar wiszący na ścianie wskazywał piątą trzynaście.

Wstałam najciszej jak umiałam, zarzuciłam kurtkę na piżamę i włożyłam buty. Schowałam resztę wczorajszych ciuchów do torby, wzięłam ją i cicho wyszłam z domu mulatki.

Szłam przed siebie, wiedząc, że i tak dojdę do domu. W takiej mieścinie jak Mystic Falls każda droga prowadzi w każde miejsce.

Nim się zorientowałam, byłam na moście Wickery. Już dwa razy miałam tu umrzeć. Ale tak na zawsze. Bo przecież jestem żywym trupem.

Może to było mi przeznaczone- umrzeć wraz z rodzicami, zniknąć z tego świata… Wtedy nigdy nie spotkałabym braci Salvatore. I nie miałabym tych wszystkich problemów…

Poczułam pierwsze promienie słońca na twarzy. Moją głowę nawiedziła pewna myśl. Zerknęłam na pierścień, który spoczywał na moim palcu.

-Eleno, nie rób tego…!- usłyszałam.

Podniosłam głowę. Kilka metrów dalej stały Caroline i Bonnie. Blondynka miała na sobie tylko krótką koszulę nocną na ramiączkach i skórzane kozaki, a Bennett’ówna piżamę, rozwiązany szlafrok i grube skarpetki w zielono- niebieskie paski.

-Moje życie i tak nie ma sensu! Co to za różnica!?- krzyczałam, połykając łzy.

-Eleno, proszę!- pisnęła Forbes.

-Pomyśl o Jeremy’m!- prosiła Bonnie.- On oprócz ciebie nie ma żadnej rodziny!

Trafiła w mój czuły punkt. Jeremy. Mój młodszy brat. Zostanie kompletnie sam.

-Proszę…- wyszeptały równocześnie.

Po mojej twarzy spłynęły kolejne łzy. Zniknęłam w wampirzym tempie.

Jeremy:

Wczoraj wieczorem dostałem SMS-a od Bonnie- Elena wróciła. Chciałem pojechać do domu mojej dziewczyny- tak, dobrze słyszycie-by zobaczyć się z siostrą, lecz Bon prosiła, bym tego nie robił. Babski wieczór i tak dalej.

Usłyszałem trzask drzwi.

-Elena?- zawołałem, wychodząc z kuchni.

Moja siostra upuściła torbę na podłogę i rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją.

-Och, Jer…- wyszeptała.- Przepraszam.

-Cieszę się, że wróciłaś- odpowiedziałem.

Elena odsunęła się ode mnie, po jej policzkach płynęły łzy. Uśmiechnęła się słabo, podniosła bagaż i skierowała się po schodach na górę.

***

Caroline:

Od tygodnia Elena siedzi w swoim pokoju i nie wychodzi. Wygląda gorzej niż, Eleno przepraszam, bezdomny.

Wieczorem tego dnia, gdy powstrzymałyśmy Elenę przed „misją samobójczą”, Jeremy zadzwonił do Bonnie, mówiąc, że jego siostra od rana nie wyszła z pokoju i się o nią martwi.

Oddział ratunkowy, tak Jer nazwał mnie i Bennett’ównę, od razu wkroczył do akcji. Od tamtego czasu Elena wypiła jeden woreczek z krwią. Nic więcej. Nie zadziałało na nią nawet to, że ktoś musi zrobić coś Jer’owi na obiad. Zero reakcji. Oczywiście nie zostawiłyśmy go bez jedzenia- on i Bonnie chodzą do Grilla na jakieś fast foody.

Stefan wydzwaniał do mnie jakieś sto razy, pytając o Elenę, gdyż ta ma wyłączony telefon.

Damon się nie odezwał- i dobrze. Nie lubię go. Ba! Nienawidzę tego palanta!

Zatrzymałam auto przed domem Gilbertów. Otworzyłam drzwi zapasowym kluczem, który dał mi Jeremy w razie nagłych przypadków.

Skierowałam się na piętro, przeskakując co dwa schodki. Wparowałam do pokoju Eleny- jego właścicielka, prawie jak zawsze, siedziała na parapecie, wyglądając przez okno. Jej pokój wyglądał gorzej niż ona (choć wydawało mi się to niemożliwe). Ubrania walały się po całym pokoju, a na szafkach była warstwa kurzu.

-Hej, Eleno- rzekłam niepewnie i skierowałam się w jej stronę, omijając „przeszkody” na podłodze.- Wypij, proszę. Nie! Chwila! Masz to wypić! To rozkaz!- podniosłam głos, podając jej woreczek z krwią, który wyjęłam ze szkolnej torby.

Usiadłam na brzegu łóżka.

-A więc…- zaczęłam.- Żałuj, że nie byłaś dziś w szkole!- zawołałam trochę zbyt entuzjastycznie i zaczęłam zbierać ciuchy z podłogi.- Rachel Adams zmieniła fryzurę. Gdybyś ją widziała! Wygląda jak kaczka! A Donna Hunt chodzi z Jake’iem Collinsem! Jak on mógł rzucić Hilary dla tej łasicy, prawda?

Elena nie zareagowała, bawiła się woreczkiem, który jej podałam. Spochmurniałam. Odłożyłam ubrania Eleny na łóżko i usiadłam na parapecie obok niej.

-Eleno, proszę, porozmawiaj ze mną…!- pisnęłam bezradnie.

Elena podniosła woreczek do ust i zaczęła z niego pic. Yeah! Wreszcie jakieś postępy!

Gdy opróżniła torebkę, wreszcie na mnie spojrzała. Od razu wyczytałam prośbę z jej spojrzenia. Bez zastanowienia sięgnęłam do torby po kolejne opakowanie i podałam je Elenie.

Gdy skończyła, ponowiłam prośbę.

-Porozmawiaj ze mną.

-Care…- Po jej policzku spłynęła łza.- Ja się boję. Nie chcę ich spotkać.

-Damona nie ma… Jeszcze nie wrócił.- szepnęłam, a Elena spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przerażenia. Idiotka ze mnie! Głupia, głupia, głupia...!

-Caroline, jestem jak Katherine…- Wtuliła się we mnie. Zemdliło mnie, gdy usłyszałam imię tej zołzy.

-Nie, wcale nie jesteś jak ona, Eleno. Jeśli chodzi o bycie suką, nikt jej nie dorówna- stwierdziłam, przytulając przyjaciółkę.

-Ja… Boję się, że Damon nie wróci…- szepnęła przez łzy.

-Wróci…- szepnęłam, niepewna tego, co mówię, i pogładziłam przyjaciółkę po włosach.

Gadałyśmy jeszcze godzinę.

-Chyba się prześpię- powiedziała Elena.

Przytuliłam ją, wzięłam torbę i wyszłam, zostawiając na półce dwa woreczki z krwią.

Kiedy schodziłam po schodach, drzwi się otworzyły, a do domu wpadli roześmiani Bonnie i Jeremy. Jer niósł dwie siatki z zakupami. Widząc stan ich ubrań, wiedziałam, że byli na zajęciach plastycznych u pani McRyan.

Gdy Bon mnie zobaczyła, od razu zapytała:

-Byłaś u Eleny? Co z nią?

-Rozmawiałam z nią. Teraz śpi.- Posłałam Jeremy’emu znaczące spojrzenie.

-To ja… No…- dukał młody Gilbert.- Rozpakuję zakupy…!

I zostałyśmy same w holu.

-Powiedziała ci coś?- zapytała Bon.

-Boi się. Nie chce ich spotkać. Martwi się, że… D a m o n- wycedziłam z pogardą imię bruneta- nie wróci.

-Niech ona nie myśli o tym dupku…! Ma Stefana…!- mulatka zaczęła się burzyć.

-Ja uważam tak samo, Bon. Ale co zrobić? W kwestii jej uczuć do Damona chyba jesteśmy bezradne…

-Bonnie, chyba nie kupiliśmy mąki!- Dobiegł nas z kuchni głos Jer’a.

-Jak to nie kupiliśmy?!- odkrzyknęła Bon.- Przepraszam cię…- Wskazała na kuchnię.

-Jasne, nie ma sprawy. Pa.- Przytuliłam ją i wyszłam.

***

Weszłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko.

Jak pomóc Elenie? Co zrobić, żeby tak nie cierpiała? Porozmawiać ze Stefanem?

Sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej telefon. Weszłam w ikonkę „Galeria zdjęć”. Znalazłam odpowiednią fotografię. Przedstawiała… Klausa. Tak, mam zdjęcie jego w komórce.

-Klaus…- szepnęłam.- Co mam zrobić? Pomóż mi…

Nagle w głowie zaświtał mi pewien głupi pomysł. Gdyby nie okoliczności, w których się znajdujemy, nigdy bym tego nie zrobiła. Ale kocham Elenę, jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.

-Dziękuję, Klaus- powiedziałam podekscytowana, szukając numeru w kontaktach.

Damon:

Popijałem właśnie Bourbona, siedząc w jakimś barze na obrzeżach Tennessee. Kilka minut wcześniej pożywiłem się jakąś długonogą kelnerką. Tak! To jest życie!

Telefon zabrzęczał mi w kieszeni. Zignorowałem dzwonek.

 Komórka zadzwoniła po raz czwarty i zirytowany wyjąłem ją. Spojrzałem na wyświetlacz.

                                                               Plastic Fantastic

Czego ta głupia dziunia ode mnie chce?!

Telefon zadźwięczał po raz kolejny.

-Czego?!- warknąłem, odbierając.

-Damon?!- pisnęła przerażona.- Wreszcie! Musisz wrócić do Mystic Falls!

-Chyba jednak nie przyjmę propozycji, Barbie.

-Chodzi o Elenę!

Znieruchomiałem.

-Elena mnie nie…- zacząłem.

-Ugryzł ją wilkołak!- przerwała mi.- Zostało jej kilka godzin życia! A ja nie mogę dodzwonić się od Klausa…!

Mój mózg przetwarzał informacje, które przekazała mi dziewczyna.

Elena. Wilkołak. Mystic Falls. Klaus.

-Damon?- pisnęła Caroline.- Proszę cię…!

-Ugh…!- mruknąłem.-  Wy, kobiety, potraficie zrujnować innym życie.

Rozłączyłem się, wyszedłem z baru i wsiadłem do samochodu.

A więc kierunek MF… Kierunek Elena.

Caroline:

Jej!!! Jestem wspaniała! Proszę o brawa!

Zadzwoniłam do Eleny.

-Halo?- usłyszałam zaspany głos szatynki.

-Elena? Szykuj się! Damon będzie u Ciebie za godzinę…  Góra za dwie. Możesz mnie wielbić!- pisnęłam.

-Aha…- dukała.- Dz-dzięki…

Rozłączyła się.

-Klaus jesteś boski!- krzyknęłam na cały dom.

Elena:

Dopiero po chwili to do mnie dotarło.

Damon tu jedzie. Damon. Mój Damon!!!

Tylko jak Caroline udało się go do tego przekonać?

Przestałam się tym przejmować i pognałam do łazienki, w której, swoją drogą, dawno nie gościłam. Weszłam szybko pod prysznic.

Po jakichś czterdziestu minutach wyszłam spod natrysku. Założyłam szlafrok i wtarłam w mokrą czuprynę odżywkę o zapachu kokosa. Umyłam zęby i zaczęłam suszyć włosy.

Gdy były już suche, podbiegłam do szafy po jakieś ubrania.

Damon:

Jechałem jakieś 260 kilometrów na godzinę. Jeśli Elena umrze… Nie wiem co bym wtedy zrobił.

Kocham ją mimo wszystko. Tak, włączyłem uczucia. Nie mogę być bezwzględnym dupkiem, kiedy dziewczyna, która jest dla mnie najważniejsza, odchodzi z tego świata.

Powitały mnie ulice Mystic Falls. Przejechałem obok Grilla, przypominając sobie o tym jak przesiadywałem tam z Ric’iem.

Pokój z tobą, stary- pomyślałem, spoglądając w niebo.

Skręciłem w ulicę, przy której stał dom Gilbertów. Zaparkowałem krzywo przed budynkiem i rzuciłem się biegiem do wejścia.

Z kuchni dobiegły mnie śmiechy. Nagle ucichły.

-Damon?!- Do holu weszła wiedźma, a za nią młody.- Co ty tu do…?

Nie wiem, co mówiła dalej, bo ruszyłem do pokoju Eleny.

Otworzyłem gwałtownie drzwi.

Stała przy łóżku. Odwróciła się. Wyglądała… Normalnie.

-Damon…- szepnęła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-Nieźle się trzymasz… Jak na umierającą…- rzekłem niepewnie.

-Umierającą?... Oh, to wymysł Caroline…- wymamrotała.

-Czyli jednak żyjesz… I nie jestem potrzebny.- Miałem zamiar wyjść, ale Elena złapała mnie za rękę.

-Damonie, proszę! Zostań…!

-Ale po co?! Masz Stefcia! Jesteś z nim! Nie jestem ci potrzebny!- krzyczałem.

-Ale ja nie jestem ze Stefanem…- szepnęła, a mnie zamurowało.- Rozstałam się z nim chwilę po tym, jak wyjechałeś…

Stałem jak ten kołek. Elena rzuciła mojego idealnego braciszka?

Rozejrzałem się po jej pokoju.

-Co robisz?- zapytała.

-Gdzie tu jest ukryta kamera?

-Damon…- Ujęła moją twarz w dłonie.- Mówię prawdę. Zostań, proszę. Kocham cię…

-Stefana też kochasz- stwierdziłem, a ona spuściła wzrok.

-Zdecyduję. Dajcie mi trochę czasu…

-Elena, my od zawsze dajemy ci czas!- ryknąłem.

-Kilka dni, proszę, podejmę decyzję. Zostań.

Wahałem się. Pewnie Elena i tak nie wybierze żadnego z nas.

-Skąd mam wiedzieć, że znowu się nie wycofasz?- zapytałem.

Pocałowała mnie lekko.

-Proszę, zostań…- szepnęła, gdy się ode mnie odsunęła.

-Zostaję do końca tygodnia. Później wyjeżdżam- powiedziałem i wyszedłem.

W holu ponownie zastałem Jeremy’ego i Bonnie. Zignorowałem ich podejrzliwe spojrzenia i opuściłem dom.

No, to czeka mnie pięć dni niepewności. Później, znając życie, i tak wyjadę.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dylemat, dylemat, dylemat! Stała część mojego życia!- Rozdział 12

Witajcie, Miśki!!
A więc nowy rozdział, dwunasty... Po mału, po mału zbliżamy sie do końca... A może jeszcze przeciągnę? Co uważacie? Myślę, ze jeszcze ze trzy rozdziały...? Może tak byc? Myślałam nad kolejnym blogiem o TVD, chyba, ze będę miała wenę i przedłużę to opowiadanie ;)
No dobra nie zanudzam! Zapraszam do czytania :)


Elena:

Od sprawy z porwaniem i tym rąbniętym na punkcie zemsty wilkołakiem, minął tydzień.Ja i Damon przez przynajmniej połowę każdego dnia robiliśmy to, czego można się spodziewać. Zaliczyliśmy już windę, taras, budkę fotograficzną obok Central Parku i tym podobne. Czułam się jakbym odhaczała poszczególne punkty w jakiejś ankiecie o nazwie „Najróżniejsze miejsca, w których można to zrobić. Wersja Lux”. Gdy powiedziałam o tym Damonowi, zaczął śmiać się jak najęty. Debil! Niewiarygodnie seksowny debil… O mamo…! Jest wspaniały, kocham go. Mogę to otwarcie przyznać.

***

Wróciliśmy do domu po tym, jak ciągałam Damona trzy godziny po sklepach. Ale było warto- kupiłam sobie cztery pary szpilek, spódniczkę, koturny, kurtkę, marynarkę, szorty i śliczną, złotą sukienkę. Trudno było mi sie zdecydowac, bo Damon mówił, że wszystkim wyglądam pięknie.

Gdy brunet odłożył wszystkie moje torby na sofę, podeszłam do niego, założyłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek.

-Oh, zakochani! Cóż za widok!- usłyszeliśmy i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

-Klaus…- syknął Damon, widząc Pierwotnego, który jakby nigdy nic opierał się o szafę przy drzwiach do mieszkania.

-Witajcie, moi drodzy!- wykrzyknął entuzjastycznie Mikaelson, podchodząc do nas.

-Co ty tu robisz?

-Ja tak przejazdem. Pomyślałem, że wpadnę!

-Ty NIC nie robisz przypadkowo, Klaus. Sam jesteś jednym wielkim przypadkiem- powiedział wściekły brunet.

-Niezłe… No dobrze, jestem tu też z inicjatywy mojego przyjaciela…
-Ty masz przyjaciół?!

-Oj tak, znacie go…

-Że co?! Kto to jest?

-Bardzo dobrze go znacie, ale Elena bardziej… Byłaś z nim kiedyś blisko, moja droga…
-Stefan…- szepnął Damon.

-Bingo, Salvatore! Stefan za tobą tęskni, kochana… Więc pomyślałem, czemu nie? Mi to nic nie robi… Moja czarownica, Monica, namierzyła was dla mnie,  ułatwiając mi to zadanie.

Monica?! Jak ona mogła?! Zdradziecka, podstępna żmija! Jednak od początku wydawała mi się podejrzana…

-Ale…- zaczęłam.

-Zapomnisz o tym, co działo się tu, w NY. Nie będziesz wściekła na mnie, ani na Stefana, za to, co zrobiłem. Wrócisz do tego swojego blondaska i znów będziecie razem, gołąbeczki…

Jak Stefan mógł poprosić Klausa o coś takiego!? Nie zostałam jednak zahipnotyzowana, od tygodnia piję napar z werbeny…

Ale może to okazja, bym zaczęła ze Stefanem od nowa? Może los dał mi szansę…? Ale co z Damonem?

Elena! Damon to przecież arogancki egoista!

Tak, to arogancki egoista, którego kocham…

Postanowiłam jednak spróbować zacząć od nowa. Tak, wiem, jestem rąbnięta…

-Eleno…?- zapytał Klaus z triumfalnym uśmieszkiem.

-Co… co ja tu robię?- wydukałam. Jak ja mogę tak krzywdzić Damona?!

Spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała smutek, ból i złość.

-Damonie, odwieź naszą przyjaciółkę do MF- powiedział Klaus tonem zwycięzcy.

Damon ruszył w stronę drzwi. Szybko złapałam torebkę i poszłam za nim. Na odchodne usłyszałam jeszcze donośny śmiech hybrydy.

Damon:

Jechaliśmy z Eleną już dwie godziny w ciszy.

-Damonie…- zaczęła.- Ja nie wiem, co się działo tam, w NY, podejrzewam, że coś pomiędzy nami, ale ja nie pamiętam, przepraszam…

Wiedziałem, że Elena kłamie. Znam ją. Klaus jej tak naprawdę nie zahipnotyzował. Czułem w kuchni werbenę, ale jeśli ona chce tak grac, proszę bardzo.

-Daruj sobie, Eleno. To jest Stefan i zawsze będzie Stefan- powiedziałem, udając jej głos.- Przyzwyczaiłem się już, że kobiety, które kocham, wolą mojego brata. Standard.

Przez resztę drogi panowała między nami kompletna cisza. Tylko w radiu leciały piosenki.

Stefan:

Zabrzęczał mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.

Dzwoni: Klaus

-Stefan? Załatwione. Niedługo twoja panna będzie u ciebie- powiedział pierwotny, gdy odebrałem. Wiedziałem, że teraz uśmiecha się, usatysfakcjonowany swoim działaniem.

-Dziękuję, jestem twoim dłużnikiem- I rozłączyłem się.

Usłyszałem parkujący na podjeździe samochód.

Nareszcie.

Dobrze zrobiłem, prosząc Klausa, by zahipnotyzował Elenę.

Wiedziałem, że Damon ją znalazł i pomiędzy nimi do czegoś doszło. To pewne. Na miliard procent.

Drzwi zaskrzypiały. Do domu weszła Elena, a za nią mój brat ze wściekłością wypisaną na twarzy.

-Eleno…- wyszeptałem i spojrzałem znacząco na brata. Wyszedł, z impetem trzaskając drzwiami.

Elena:

-Stefan…?- powiedziałam niepewnie. Myślałam, że będę uradowana, widząc go. Tak się nie stało.

-Jak było?

-Nie pamiętam wszystkiego, Klaus mnie zahipnotyzował z twojej prośby. Ale nie jestem zła…- No lepszego tekstu nie mogłam wymyślić! I że kiedyś chciałam pójść do szkoły aktorskiej! Wyrzuciliby mnie na zbity pysk!

-W takim razie, może zaczniemy od początku?

Zatkało mnie.

Nie byłam przygotowana na najprostsze pytanie. Co powiedzieć?

Serce, Elena. Słuchaj serca!

-Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki… Przepraszam cię, Stefanie…
Skierowałam się do drzwi, po czym opuściłam posiadłośc braci Salvatore.

Czemu byłam taka głupia?!

Poprawka- czemu JESTEM taka głupia?!

Gdzie ja mam iść?

Wiem! Może Caroline już wróciła!

Wyciągnęłam telefon.

Cholera! Bateria rozładowana. No trudno, pójdę do niej.

***

W domu mojej blond przyjaciółki nikogo nie było.

W takim razie- do Bonnie.

Pod domem mulatki zobaczyłam srebrnego mercedesa.

To samochód Care!

Jak dobrze, dwa w jednym!

Uwiesiłam się na dzwonku. Wciskałam go trzy razy na sekundę.

-Kogo diabli przynieśli…!?- W drzwiach pojawiła się Bonnie, a za nią Caroline.

-Elena… Ach, Elena!- Care rzuciła mi się na szyję.

-Eleno, jak dobrze, że jesteś!- dodała Bonnie.- Ej, co jest?

Teraz dopiero zauważyłam, ze po moich policzkach spływają łzy.

-Co powiecie na babski wieczór z czekoladkami, filmami i płaczem?- zapytała Caroline. Jej twarz też zaczynała być mokra od słonego płynu.

-Och, chodźcie!- stwierdziła Bonnie, przytulając nas. Weszłyśmy do domu mulatki i zaczęłyśmy naszą noc…

***

Pożyczyłam od Caroline jakąś piżamę (miała ciuchy w aucie), wyciągnęłyśmy z szafek całe kaloryczne jedzenie i rozpoczęłyśmy obgadywanie chłopaków. Zaczęłam ja.

-Ty i Damon?!… Jak?!... Co?!... Klaus chciał cię zahipnotyzować?!... –pokrzykiwały co chwilę.

Nastąpiła kolej blondynki.

-Ja…- zaczęła.- Gdy pojechałam z Damonem szukać cię, Eleno, rozdzieliliśmy się. Na Brooklynie spotkałam… Spotkałam Klausa i… Nie wiem jak to się stało, ale… Przespałam się z nim…

-Że co!?- krzyknęłam z buzią pełną czekolady.

-Tak wyszło!- Caroline wybuchła płaczem.- Ja… Ja… Ja nie chciałam…!

-Care, przyznaj się wreszcie, że coś czujesz do tego dupka!- Bonnie też zaczęła płakać.

-Tak, kocham go! Ok.?! Kocham Klausa! Kocham tego popieprzonego imbecyla! –krzyczała. -Dobra koniec ze mną- Elena…? Dokończ- rozkazała.

-Ale co mam dokończyć? Powiedziałam wszystko…

-Czyli jeśli wróciłaś i Damon wyjechał, jesteś ze Stefanem, tak?- zapytała, a raczej stwierdziła Bonnie.

-No nie! Uciekłam i …

-Dziewczyno, coś ty zrobiła?!- wrzasnęła blondynka, przerywając mi.

-Właśnie nie wiem…!- wybuchłam szlochem.

-Dobra, dziewczyny, cicho, ja… Ja oficjalnie stwierdzam, że jestem z Jeremym- powiedziała głośno mulatka, pociągając nosem.

-Na… Na serio?- Care uśmiechnęła się słabo, a Benett’ówna pokiwała głową, również uśmiechając się przez łzy.

-Kto by pomyślał- Bonnie Gilbert?- zaśmiałam się, a dziewczyny mi zawtórowały.

-Nie spiesz się tak z wywaleniem brata z domu. Niech najpierw będzie pełnoletni, ok.?- poprosiła mulatka, przyprawiając nas o kolejną fazę śmiechu.

Pogadałyśmy jeszcze ze dwie godziny, śmiejąc się i płacząc, po czym zasnęłyśmy.

Damon:
Liber ft. Mateusz Mijal- "Winny"

Jechałem przed siebie z prędkością 200 km/h. Byłem wściekły.

Ale nie na Elenę, Klausa czy Stefcia. Choć nie- na nich też. Lecz najbardziej na siebie- jak ja mogę być takim palantem?! Jak mogłem myśleć, że Elena Gilbert coś do mnie czuje?! Przecież ona kocha mojego ukochanego braciszka!  Zawsze tak było! I zawsze tak będzie!

Spojrzałem w lusterko- po moim policzku płynęła jedna samotna łza. Szybko ją starłem.

 Tak, Damon Salvatore płacze. Ale co na to poradzę- kocham ją bezgranicznie, jak wariat.

Dobra, koniec tego użalania się, to moja wina- gdybym nie był takim pacanem i nie wierzył w tę „miłość” Eleny, nie tak by się to skończyło.

Moja twarz przerodziła się w obojętną. Skończyłem. Koniec tego. Koniec Mystic Falls. Koniec Eleny.
cdn
ode mnie:
i co? może byc? ;) czekam na Wasze opinie, w postaci komentarzy <3

piątek, 2 sierpnia 2013

Naiwność -Rozdział 11

Hejka!
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale wakacje i to całe rozleniwienie... Na pewno wiecie, o co mi chodzi... ^^
No dobra, koniec biadolenia. Zapraszam do czytania <3



Damon:

Uniosłem leniwie powieki i rozejrzałem się- Eleny nie było obok mnie.

-Elena?- zapytałem zaspanym głosem.

Odpowiedziała mi cisza.

Wstałem z łóżka, założyłem spodnie i wyszedłem z sypialni.

Gdy znalazłem się w salonie, poczułem powiew wiatru. Drzwi balkonowe były otwarte, więc ruszyłem w tamtą stronę.
Elena stała oparta o barierkę w mojej koszuli i paliła papierosa, a jej brązowe fale powiewały na wietrze.

-Od kiedy palisz?- zapytałem, unosząc brew. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie- była zdezorientowana.

-Yyy… W nagłych wypadkach…- Uśmiechnęła się nerwowo.

-A ten, mam rozumieć,  jest nagły?- spytałem, uśmiechając się cwaniacko. Spojrzałem w dół- na panelach, którymi wyłożony był taras, leżała paczka marlboro, którą od razu poznałem.- Ej, to moje!
-Trzeba było je lepiej ukryć- szepnęła uwodzicielsko, wrzucając resztkę papierosa do popielniczki. Zrobiła krok w moją stronę i mnie pocałowała. Posadziłem ją na barierce, a ona oplotła mnie nogami w pasie.
Całowaliśmy się dopóki dziewczyna się ode mnie nie oderwała.

-Śniadanie- szepnęła, przygryzając wargę i w wampirzym tempie pobiegła do środka. Ruszyłem za nią wolnym krokiem.- Rusz ten swój seksowny tyłek i chodź tu!- usłyszałem. Znalazłem się w kuchni w mgnieniu oka.
Szatynka siedziała na blacie, znajdującym się na środku pomieszczenia, i piła krew z woreczka. Obok niej leżały jeszcze cztery torebki z czerwoną cieczą. Podszedłem do niej i wziąłem jedno opakowanie. Elena odłożyła swój woreczek i założyła mi ręce na szyję.

-Nie robiłam tego nigdy na blacie kuchennym…- szepnęła mi do ucha.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- oświadczyłem, zrzucając wszystko z blatu i położyłem na nim Elenę.

-Jesteś mi winien tę krew- jęknęła, gdy całowałem jej szyję.

-To ja to tu przytargałem.- Po czym wpiłem się w jej usta.

Elena:

Po jakichś trzech godzinach opadliśmy z Damonem na blat, dysząc ciężko.
Byłam pewna, że Damon to ten właściwy. Nie musiałam wyjeżdżać z MF. A może jednak musiałam, by sobie to uświadomić…?

Moje rozmyślania przerwały dźwięki „I love it” Icona Pop- mój telefon.
Zerwałam się, zakładając w biegu koszulę Salvatore’a i zaczęłam przetrzepywać mieszkanie.

Komórkę znalazłam w bucie Damona.
Numer nieznany.

Wcisnęłam: Odbierz.
-Halo…?

-Elena?- usłyszałam męski głos.

-A kto mówi…?- zapytałam niepewnie.

-Sean.  Z kawiarni…

-Ach, Sean…!- Zerknęłam na Damona- wyglądał na wkurzonego.- Skąd masz mój numer?

-Podałaś mi go…?

-Nie… Ty dałeś mi swój.

-Mniejsza o to. Może spotkamy się tam, gdzie wczoraj?

-Ymmmmm… No dobrze…

-Czyli za godzinę, w Lucreice’s Coffee, ok.?

-Tak…

-Do zobaczenia, Eleno.

-Yhym…

-Co za Sean?!- wrzasnął Damon, gdy odłożyłam telefon na szafkę.

-Przecież słyszałeś…

-Nie pójdziesz tam!

-Powiem mu, że nie jestem zainteresowana i wrócę. Nie martw się.- Pogładziłam go po policzku, wiedziałam, że ulegnie.

-Niech ci będzie…! Ale to jakiś podejrzany typ, nie po to cię odzyskiwałem, by znów stracić…

-Nie martw się. Co może mi zrobić taki gostek? Przecież nie ma w kieszeni kołka.- Uśmiechnęłam się.- Mam godzinę, więc pozwól, skarbie, że się odświeżę.- Pocałowałam go w policzek i skierowałam się do łazienki. Chłodny prysznic dobrze mi zrobi…

**

Wybiła 13.30, gdy wchodziłam do kawiarni.
Chłopak siedzący przy ladzie odwrócił się- to był Sean. Wstał ze stołka, podszedł do mnie i wręczył różę, uśmiechając się przy tym.

-Ym, dzięki…- wydukałam, odbierając prezent.

-Pięknie wyglądasz- rzekł, kierując się do lady.

-Sean, nie zrozum mnie źle, ale… Nic z tego nie będzie… Ja…

-Tak myślałem. Widziałem jak patrzysz na tego faceta, z którym siedzieliście… No, ale chociaż wypij, zamówiłem ci to, co wczoraj.- Podsunął mi dużą szklankę cappuccino.

-No dobrze…- Uśmiechnęłam się blado i upiłam łyk gorącego napoju.

Jednak nie zdążyłam  przełknąć, bo zaczęłam się krztusić- werbena.  Złapałam się dłońmi za szyję.

-Eleno, co się stało?- zapytał przejęty Sean.

-Ja…- nie dokończyłam, gdyż poczułam strzykawkę w ramieniu. Ten Nowy Jork jest chyba jakiś przeklęty- drugi raz potraktowana werbeną!

-Zasłabła- usłyszałam stłumiony głos i poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce.

Damon, czemu cię nie posłuchałam?- pomyślałam, po czym straciłam przytomność.

Damon:

Eleny nie było jakieś dwie godziny. Miałem prawo się martwić- poszła na spotkanie z jakimś obcym facetem. Do cholery- gdzie ona jest?!

Telefon zabrzęczał w mojej kieszeni, oświadczając o SMSie.

Od:  Elena- wcisnąłem ikonkę koperty.

Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć ją żywą- róg King Street i Rose Avenue. 16.00, bądź sam.

Wiedziałem, że ten koleś jest jakiś podejrzany! Zabiję patałacha!

Bez chwili zastanowienia ruszyłem do drzwi, zgarniając po drodze kluczyki do mojego auta…

**

Zostało mi mniej więcej 10 minut i nie miałem bladego pojęcia, gdzie jestem, ani w którym miejscu mam być.
Jednak na rogu jakiegoś budynku, który był chyba starym magazynem jakiejś firmy dostawczej, zauważyłem dwie tabliczki: King Street i Rose Avenue. Bingo!

Zahamowałem gwałtownie i skierowałem się w stronę budynku.

-Elena!?- wołałem, szukając Gilbertówny. Usłyszałem huk.- Elena!!?

Dotarłem do głównego, tak myślę, pomieszczenia. Na środku leżało krzesło, do którego przywiązana była zapłakana Elena. Próbowała krzyczeć, lecz uniemożliwiał jej to sznur w ustach. Na jej ciele widać było rany postrzałowe.
Ruszyłem do niej, zapominając o konsekwencjach.

-Nie tak szybko, chłoptasiu!- usłyszałem. Odwróciłem się i poczułem drewnianą kulę w ramieniu. Jęknąłem cicho, próbując wyjąc pocisk. Pod ścianą stał ten cały… Sean czy jakiś inny Steven… No, ten z kawiarni…! W ręku trzymał pistolet.- Damon Salvatore, wreszcie…!

-Koleś, idź się leczyć!- krzyknąłem.  Jakiś pedał normalnie!

Kolejny strzał i pocisk w moim ciele.

-Albo i nie…- mruknąłem.

-A więc, Salvatore, kojarzysz może nazwisko Melodie Johnson?- zapytał.

Johnson? Coś mi świtało… Zerknąłem na Elenę- wytrzeszczyła oczy.

-Yyyy… Nie, a powinienem…?- I kolejna kula.- Weź, gościu, ogarnij!

-Melodie była moją siostrą. Zabiłeś ją!!!

-Że była moją ofiarą?- Odpowiedziały mi jego tężejące rysy.- I taki teatrzyk o jedno puste ciało?!

Trzy strzały, mój jęk oraz jego żółte, psie oczy i kły.

-Trzeba było tak od razu, kundlu…!

-Mój popieprzony brat nie dał sobie z wami rady! Dał się pokroić zwykłej wampirzycy!

Olśniło mnie.

-Jesteś bratem tego całego Scotta!

-Brawo! Sean Richard Johnson, starszy brat tego palanta, co teraz jest w kawałkach na śmietniku…!

-A propos- on dał się pociachać… To nie było zwykłe krojenie mięsa.- Spojrzał na mnie tymi swoimi psimi gałami.- Sorry, kontynuuj.

-Planowaliśmy zemstę od trzech lat. A bardziej ja planowałem, on się bawił na imprezach. Jedyną pożyteczną rzeczą, jaką zrobił, było to, że znalazł pannę Gilbert i nie musieliśmy jechać na to wasze zadupie. Mystic Falls, tak? I nareszcie nadszedł czas- zrobię to samo, co ty zrobiłeś mnie i mojej rodzinie! Pozbędę się ważnej dla ciebie osoby!- wrzeszczał, podchodząc do Eleny. Podniósł krzesło jednym ruchem ręki i wystawił kły.-Jedno ugryzienie wilkołaka i po twojej słodkiej wampirzycy! Nie macie co liczyć na Klausa- przewidziałem to, jest w Rumunii, załatwia sprawy swojego kuzyna, Draculi.- Zaśmiał się.- Pożegnaj się, ślicznotko- szepnął Elenie do ucha i już miał ją ugryźć, gdy dobiegłem tam w wampirzym tempie i wyrwałem mu serce.

-Chodź – powiedziałem i rozwiązałem błyskawicznie Gilbertównę.- Spadamy stąd…!- stwierdziłem i rzuciłem zapalniczkę w stronę ciała tego kundla- zapaliło się natychmiastowo.

**

Gdy byliśmy już w apartamencie Eleny i pozbyliśmy się wszystkich drewnianych pocisków, kul i tym podobnych rzeczy ze swoich ciał, podałem Gilbertównie woreczek z krwią i sam wziąłem jeden, siadając obok niej na sofie.

-Damon…- zaczęła dziewczyna, patrząc na mnie.

-Hmm?

-Dziękuję… I przepraszam…

-Za co?- zapytałem zdezorientowany.

-Za to, że cię nie posłuchałam… Miałeś rację, co do tego gościa…

Już miałem odpowiedzieć, gdy weszła mi w słowo.

-Tylko nie mów „A nie mówiłem”, proszę.

-Nie powiem tego.- Spojrzała na mnie zdziwiona.- Powiem: „Ja zawsze mam rację”, kochanie.

Nachyliła się i mnie pocałowała.

-Kocham cię, Damon.

-Emocje wróciły?- zaśmiałem się.

-Tak, panie Salvatore- uśmiechnęła się szczerze.

-Cieszę się, panienko Gilbert…- oświadczyłem.- Ja ciebie też, Eleno…- szepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
ode mnie:
Proszę o komentowanie :* Buziaki <3

piątek, 19 lipca 2013

Idiotka, idiotka, idiotka!-Rozdział 10

Hejka, Słodziaki!
Prezpraszam, że tak długo nie dodawałam, ale byłam na wakacjach i wcześnie nie mogłam. Od razu też przepraszam za jakośc dzisiejszej części, gdyż była pisana na szybko, bo jutro znowu wyjeżdżam<3
A więc nie zanudzam dłużej;*
Miłej lektury:P



Elena:

Uchyliłam powieki. Promyki słońca mnie drażniły, więc ponownie zamknęłam oczy.

Co stało się wczoraj?

Odtwarzałam wszystko po kolei.

Spotkałam Damona w klubie. Przyjechaliśmy tu. Całowaliśmy się, a potem pokłóciliśmy. Do mieszkania wparowali… Scott i Audrey… Zabiłam Johnsona, a później, z pomocą Damona, blondynkę. No i poćwiartowa…

-Dzień dobry, Eleno- usłyszałam i zerwałam się z łóżka.

No posłaniu leżał Salvatore z rękoma założonymi za głowę.

-Damon?!?!?! Co ty, do jasnej cholery, tu robisz!? Won!- wrzasnęłam.

-Aleś ty agresywna Eleno- stwierdził Damon, tonem zdziwionego nauczyciela.- A w nocy zrobiłabyś wszystko, by nie być sama…

-Wynocha! Mówię w suahili czy co!? Won!

Brunet podniósł się leniwie z łóżka i skierował do drzwi. Przystanął przy mnie i szepnął:

-W suahili to kupata nje.

Nie wytrzymałam. Doskoczyłam do łóżka, chwyciłam poduszkę i wycelowałam nią w bruneta, jednak uderzyła w zatrzaśnięte już drzwi.

-Potrenuj!- usłyszałam przytłumiony głos.

Opadłam na pościel pełna złości i bezradności.

-Palant…!- syknęłam.

Caroline:

Obudziłam się i, nie otwierając oczu, sięgnęłam do szafki nocnej po telefon.

Gdy jednak moja ręka opadła, nie czując żadnego stolika, otworzyłam oczy.

Byłam w jakimś nieznanym sobie miejscu.

Podniosłam się zdezorientowana do siadu, przytrzymując kołdrę.

Rozejrzałam się wkoło- jakieś obskurne pomieszczenie ze zdartą tapetą i…

Do diabła! Z Klausem leżącym obok mnie!

Idiotka, idiotka, idiotka!, krzyczałam na siebie w myślach, szukając swoich ubrań.

-Wybierasz się dokądś, my sweetheart?- usłyszałam ten kojący uszy głos z brytyjskim akcentem.

Odwróciłam gwałtownie głowę.

Klaus podpierał się na łokciu i wręcz pożerał mnie wzrokiem.

-Klaus, ja… Przepraszam, byłam pijana…- paplałam rozgorączkowana.

-Po jednym łyku drinka?- zaśmiał się.

-Przepraszam cię bardzo… Naprawdę… Ja… Ja nie chciałam robić ci nadziei… J-ja… Kocham Tylera…

Nie kochasz tamtego zapchlonego kundla, debilko!, krzyczał drugi głosik w mojej głowie.

Twarz Mikaelsona momentalnie zmieniła swój wyraz, a jego mięśnie napięły się.

- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam…- wydukałam zakładając kurtkę.- Żegnaj, Klaus…

Jednak, gdy złapałam za klamkę coś we mnie pękło.

Dobiegłam do pierwotnego w wampirzym tempie, pocałowałam go i znalazłam się w holu.

Poprawiłam sukienkę i pełna mieszanych uczuć, opuściłam budynek.

Damon:

Siedziałem właśnie na kanapie, pijąc krew z woreczka, gdy z łazienki wyszła Elena. Miała na sobie krótką różową spódniczkę, granatową bluzkę i czarną skórzaną kurtkę, przypominającą moją.

-Gdzie idziesz?- zapytałem.

-Czekają na mnie znajomi Scotta, muszę im wyjaśnić, czemu nie ma tej dwójki…

-Czyżby wróciły emocje, panno Gilbert?- spytałem złośliwie.- Porzuciłaś tryb „Bad Elena”?

-Uważam, że należą się im wyjaśnienia- stwierdziła obojętnie.-Idziesz ze mną?

-Znajomi czy znajome?

-Dwa w jednym- powiedziała głosem pozbawionym wyrazu, choć wiedziałem, że w środku aż się gotuje. Jak uwielbiam ją denerwować!

-A więc chodźmy!- Znalazłem się przy niej z kurtką w ręku.- A, byłbym zapomniał- zwłoki tego gostka leżą w worku w kuchni.

-Nie wyniosłeś tego?!- krzyknęła Gilbertówna, kierując się do tamtego pomieszczenia.

-A co ja- pokojówka?!- odkrzyknąłem, gdy Elena wracała z czarnym workiem na śmieci.

-Trzymaj- mruknęła, podając mi reklamówkę, i otworzyła drzwi.- Czy jaśnie pan raczy wyjść?

Opuściłem mieszkanie i poczekałem na szatynkę, która właśnie wyjęła klucz z zamka.

Wyszliśmy z budynku w ciszy. Wyrzuciłem worek do śmietnika i dołączyłem do Eleny.

-Gdzie masz się z nimi spotkać?- zapytałem.

-W Lucreice’s Coffee, kawiarnia jakieś 100 metrów stąd- odpowiedziała.

Rzeczywiście po minucie, góra dwóch, wchodziliśmy kawiarni.

Szatynka skierowała się do stolika w rogu przy którym siedziały dwie dziewczyny i chłopak.

Elena:

-O Elena, już jesteś- powiedziała Lena, uśmiechając się blado.

Wszyscy troje mieli strach wymalowany na twarzach.

Jednak Monica wydawała się najmniej przejęta. A zresztą- ona zawsze wydawała mi się jakaś dziwna.

Lecz kiedy blondynka spojrzała na Damona, w jej oczach pojawiły się iskierki podniecenia. Za chwilę ją uduszę!

- To Damon, mój stary znajomy. Wczoraj zadzwonił, że jest w Nowym Jorku, dlatego tak szybko wyszłam- skłamałam.- Lena, Monica i Max- oświadczyłam, wskazując na poszczególne osoby.

-Masz jakieś wiadomości od Scotta?- zapytał cicho Max.

Usiadłam z westchnieniem przy nim, a Damon na przeciwko, obok Leny.

-Znalazłam to u mnie w mieszkaniu- szepnęłam, podając mu kartkę, którą wyjęłam z kieszeni kurtki.

-List?- zapytał bezgłośnie, a ja kiwnęłam lekko głową.

Zerknęłam na Damona, który patrzył na mnie pytającym wzrokiem.

Gdy Max skończył czytać, po jego policzku popłynęła jedna samotna łza.

Matko, on musiał naprawdę kochać tę zdradliwą szmatę.

Rano napisałam w imieniu Johnsona list, w którym powiadamia mnie, że wyjechał razem z Audrey i nie mamy ich szukać.

Jak dobrze, że gdy Jeremy  miał ten swój okres buntu i narkotyków nauczył mnie podrabiania każdego praktycznie charakteru pisma.

Dziewczyny wzięły od niego list, a gdy już przeczytały, Lenie wyrwało się ciche „O Boże!”, a Monica szepnęła tylko, myśląc, że nikt nie słyszy, że nigdy nie ufała Audrey.

Przez następne pół godziny Lena flirtowała z Salvatorem, Max wlepiał wzrok w ścianę, Monica czytała książkę, a ja wymyślałam przeróżne sposoby jak tu by uśmiercić blondynkę.

Nie wiem, dlaczego. Przecież właśnie po to wyjechałam z MF. By oderwać się od przeszłości i braci Salvatore!

W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że idę po kawę. Zamówiłam cappuccino i czekałam na moje zamówienie. Gdy je otrzymałam i odwróciłam się, aż się we mnie zagotowało- Lena śmiała się z Damonem, a jej ręka  wylądowała na jego ramieniu.

Zabiję tę małą sukę! Nie zwróciłam uwagi na napój i prawie go wylałam.

Jednak zobaczyłam czyjeś ręce, które przytrzymały szklankę.

Podniosłam głowę- przede mną stał przystojny chłopak o ciemnych włosach i oczach.

-Dziękuję- uśmiechnęłam się czarująco.

-Do usług- Również odpowiedział uśmiechem.

Zerknęłam w stronę naszego stolika- Damon patrzył w moją stronę.

Doigrałeś się Salvatore- pomyślałam.

-Elena- powiedziałam, wyciągając dłoń w stronę nieznajomego.

-Sean- odparł.

Pogawędziłam sobie jeszcze z nim chwilkę, po czym dał mi swój numer, a ja wróciłam do stolika.

Damon posłał mi mordercze spojrzenie, ale go zignorowałam i wypiłam cappuccino.

***

Po jakichś dwóch godzinach rozeszliśmy się.

Gdy kierowaliśmy się z brunetem do wieżowca, w którym znajduje się mój apartament, Damon stwierdził, że w kończy się krew w lodówce, więc udał się do pobliskiego szpitala.

Bez sprzeciwu pokierowałam go do najbliższej placówki.

Musiałam pomyśleć w ciszy. Sama.

***

Byłam w mieszkaniu od jakichś trzech i pół godziny, a Damon jeszcze nie wracał. Nie żebym się martwiła, czy coś, ale po prostu dzisiaj łatwo mnie zirytować. A to wszystko przez Lenę. Czy ja mam coś do każdej blondynki?

Do apartamentu wszedł Salvatore worek na śmieci przewieszony przez ramię, pełny torebek z krwią.

-Pojechałeś do Texasu po tą krew?- zapytałam, kipiąc irytacją.

-Coś się stało? Masz jakieś problemy, kochanie?- zapytał niby zdezorientowany, lecz ja i tak wyczułam w tym sarkazm.

-Tak, Damon. Ty jesteś moim jednym wielkim PROBLEMEM!- krzyknęłam.

-Wiesz- zaczął z cwaniackim uśmiechem- mówią, że z problemami warto się przespać.

Nie, no nie wierzę! Teraz to ja go naprawdę ukatrupię!

-Pieprz się, Damon- mruknęłam i skierowałam się w stronę sypialni, mimo wczesnej pory.

-Z tobą zawsze, mała!- usłyszałam za sobą i zatrzymałam się zaciskając pięści. Odwróciłam się powoli i zaczęłam podchodzić do bruneta, posyłając mu mordercze spojrzenie.

Miałam ochotę wyrwać deskę z podłogi i wbić mu ją w brzuch.

-Nie pozwalam ci się tak do mnie zwracać…!- wrzasnęłam, znajdując się dwa kroki przed nim.

-Nie pytam o pozwolenie- szepnął i wpił się w moje usta. Nawet nie myślałam, by się bronic.

Przypomniał mi się nasz pobyt w motelu i moje uczucia związane z tamtym wydarzeniem.

Gdy poczułam za sobą ścianę, zdjęłam szpilki i bluzkę, po czym zaczęłam rozpinać koszulę bruneta, nie przerywając pocałunku.

Kiedy poczułam jego ręce na zapięciu mojego stanika, dwa głosy w mojej głowie toczyły wojnę.

Jeden wrzeszczał: Opanuj się, Elena!, a drugi: Zrób to, nie myśl o niczym innym!

Posłuchałam tego drugiego. Po sekundzie koszula Damona zawisła na klamce od drzwi do mojej sypialni…


ode mnie:
I jak??? Pisac co dobre, a z czym przesadziłam, albo czego za mało:> Ja szczerze mówiąc, uważam, że ten rozdział to trochę jakby jedna historia w dwóch przypadkach^^
Czekam na Wasze opinie.
Całuję, Emka:D
CZYTANIE=KOMENTOWANIE