poniedziałek, 19 maja 2014

Liebster Award

Zostałam nominowana do LA ;) Dziękuję weronika ch.  za wyróżnienie  :3
A więc może odpowiem na pytania...? :p

1. Jak masz na imię?
Emila ;3

2. Ulubiony kolor?
Limonka i bordo <3

3. Jakiej muzyki słuchasz?
Rock, reggae, pop

4. Wymarzona randka?
Najpierw jazda na jakimś harley'u [xD], oboje w czarnych skórach , potem nagle romantyczna kolacja... albo coś w ten deseń ;*

5. Jakieś zwierzątko?
Mam psa ^.^

6. Jakie masz marzenia?
Skończyc Harvard, zamieszkac w Londynie... eh... <333

7. Co lubisz czytać/oglądać? Podaj ulubioną książkę/film.
Saga o Harrym Potterze, Pretty Little Liars, Radleyowie/ Mission Impossible, Dom snów, Marley i ja...

8. Twoje hobby?
Pisanie, taniec, seriale, książki

9. Moje opowiadanie jest...?
Nie do końca takie, o jakim bym marzyła...

10. Czy będziesz czytać moje opowieści/historie?
Dlaczego by nie...?

11. Jak wychodzisz na zdjęciach? (grupowych lub osobno) 
Zawsze mam "wytrzeszcza" xD

moje pytania:
1. Twoje imię to...?
2. Ulubione piosenki?
3. Jaką biżuterię lubisz?
4. Tatuaże- co o nich sądzisz?
5. Ulubione filmy, seriale?
6. Ulubine zajęcia (poza pisaniem)?
7. Twoi idole to...?
8. Gdybyś mogła wybrac, to czytanie w myślach czy długowiecznosc?
9. Jakich cech nie tolerujesz u innych ludzi?
10. W jakiej dekadzie chciałabyś mieszkac?
11. Twoje jedno największe marzenie.


ja nominuję:
1. http://delena-inna-historia.blogspot.com/
2. http://delena-different-love.blogspot.com/
3. http://sybilla-orlov.blogspot.com/
4. http://cold-blue-fire.blogspot.com/
5. http://true-story-of-delena-2.blogspot.com/

 
Nie patrzcie tak na mnie... Wiem, wiem, nie ma 11...
 
Jako przypomnienie:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Należy odpowiedzieć na 11 pytań osoby nominującej, następnie wyznaczyć 11 osób do swojej nominacji i, co za tym idzie, poinformować je o tym fakcie. Tak samo, jak osoba wcześniej, zadajesz 11 pytań (wszystko na swoim własnym blogu). Nie można nominowac osoby, która nominowała Ciebie.
 
A więc ponownie dziękuję i buziaki :***
 
Emka ^.^

piątek, 16 maja 2014

Żałoba- dzień pierwszy...


Płacz, płacz, histeria, płacz, histeria...

Właśnie obejrzałam ostatni odcinek tego sezonu i ryczę jak nigdy... Też tak macie...?
Nasz ukochany Damon Salvatore... Jest... Jest tymczasowo martwy i... I to nie tylko teoretycznie... Ale wiem, że go przywrócą. Muszą!!!!!!

Spodziewam się, że pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, ale muszę to napisac, bo moje serce eksplodowało na miliony kawałeczków...

Damon Salvatore- cudowny facet, brat, przyjaciel. Czasami arogancki idiota, ale NASZ arogancki idiota. Umierał, będąc bohaterem. Ożywienie brata przysłoniło mu uratowanie samego siebie....

Damon nauczył mnie, co to jest miłośc, przyjaźń, poświęcenie. Pokazał, że każdy zasługuje na drugą szansę, że każdy może się zmienic.

Ja nadal wierzę, że On powróci. Podejrzewam, że przywrócenie Go będzie kluczowym zadaniem sezonu 6. Może będzie nawiedzał Elenę w snach i tak to się wszystko zacznie....?
Czekam na Niego. Ubóstwiam tę postac i nie wyobrażam sobie serialu bez Niego.

[*]

I jeszcze Bonnie... :'(      [*]



Zaryczana Emka.

środa, 12 marca 2014

Always. Always & Forever.- Rozdział 15

Witam!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Wiem, wiem. Nie było mnie tu od października, ale nowa szkoła dała sie we znaki.
A poza tym moja wena była chyba w jakimś zakładzie psychiatrycznym na terapii i nie mogłam z niej skorzystac.
Ale nie proszę o wybaczenie, bo też uwazam to, za prawie niewybaczalne.
No, więc- zapraszam:)
I przepraszam ponownie.
Czytajcie więc:




Elena:

Wyjrzałam przez małe okienko w samolocie. Żegnaj, słoneczna Kalifornio.

Ja i Damon właśnie wracamy z miesięcznego pobytu w tym pięknym stanie. Choć zbytnio go nie zobaczyłam. Przez prawie cały czerwiec podziwiałam sufit w sypialni domu na plaży, który wynajął Damon. Taaak ;)

Nachyliłam się i pocałowałam bruneta

-A to za co?- zapytał z uśmiechem.

-Za to, że tu jesteś, moja ty dzika bestio- szepnęłam, zagryzając dolną wargę, i spojrzałam na niego znacząco.

-Opanuj pożądanie, słońce. Za duża publiczność.

-Heh… Kocham cię- powiedziałam, śmiejąc się, oparłam głowę na ramieniu Salvatore’a i po chwili wpadłam w objęcia Morfeusza.

-Halo?!- zawołałam. Byłam  sama w jakimś… Korytarzu? Tak, można to tak nazwać. Ściany pomieszczenia były zrobione z luster. Na jego końcu migało jasne światełko.

Zobaczyłam wyłaniającą się ze światła postać, zmierzającą w moją stronę. Gdy zbliżyła się do mnie, ujrzałam ją dokładnie. Była to przepiękna kobieta średnim wieku. Jej błękitne oczy błyszczały dobrem i dokładnie badały moją osobę, a ciemne loki spadały kaskadami na ramiona. Ubrana była w dziewiętnastowieczną granatową suknię.

Coś zaświtało w mojej głowie. Znam ten wzrok.

-Pani Salvatore…

-Tak, zgadza się. Miło mi cię poznać, Eleno.- Kobieta posłała mi ciepły uśmiech.

-Dokładnie tak sobie panią wyobrażałam. Już wiem, po kim Damon ma te oczy…

-Och, tak…- Uśmiechnęła się przyjaźnie.- Mówiąc o moich synach… Wiesz, że zmarłam, gdy byli jeszcze dziećmi- Skinęłam głową.- I wiesz też, że obaj bardzo to przeżyli. Szczególnie Damon. Nigdy nie miał dobrych stosunków z Giuseppe, moim mężem. Zawsze byłam przy moich synach. Przeżywałam z każdym z osobna ich miłość do… Panny Pierce…- Nazwisko Katherine wypowiedziała z obrzydzeniem.- Damon przeżył to bardziej. Przecież Katherine nigdy go nie kochała. Później byłam ze Stefanem, kiedy miał załamanie. Wtedy, dzięki Bogu, pojawiła się Lexi. Chwała jej za to. A serce pękało mi za każdym razem, gdy widziałam Damona, który topił ból po tamtej  egoistycznej kobiecie, zabijając niewinne osoby. I wtedy pojawiłaś się ty.- Uśmiechnęła się do mnie ciepło.- Widziałam, jak Damon na ciebie patrzy, Eleno. Pokochał cię od razu, dziecko. I dobrze się złożyło, że to właśnie z nim jesteś- Wytrzeszczyłam oczy. Nie spodziewałam się takiego wyznania.- On przeżył dużo więcej niż Stefan. Stefanowi więcej rzeczy przychodziło łatwo. A Damon potrzebuje tego ciepła, które od ciebie bije. Nie miał nikogo po mojej śmierci, bo przecież Katherine to Katherine. Nie było momentu, w którym nie chciałam wydrapać jej oczu, za to, co robiła moim dzieciom. Dobrze wybrałaś, moja droga. Serce Stefana już się goi, więc się nie przejmuj. Pamiętaj, Damon potrzebuje trochę dobra, a ty jesteś wspaniałą osobą, dziecko. Wytrwaj przy nim, Eleno.

Nagle ciało pani Salvatore zaczęło się rozmywać, a po chwili zamieniło się w setki białych płatków róż, które poczęły wirować wokół mnie.

Otworzyłam oczy i podniosłam gwałtownie głowę- siedziałam na fotelu w samolocie, obok Damona. No tak, wracamy do domu.

Zerknęłam nieświadomie na swoje kolana- leżał tam biały płatek róży.

Uśmiechnęłam się z niedowierzaniem. Wow.

-Co jest?- zapytał zdezorientowany Damon, patrząc na mnie badawczo.

-Nic. Zupełnie nic.

***

Po dwóch godzinach byliśmy w Mystic Falls. W drodze do pensjonatu, Damon zaczął mi przypominać nasze przeżycia z Kalifornii.

-Bardzo chętnie to powtórzę…- szepnęłam mu na ucho, gdy wchodziliśmy na teren posiadłości Salvatore’ów.

Wparowaliśmy do domu, śmiejąc się jak najęci. Nagle zobaczyliśmy, że na środku holu stoi jakaś dziewczyna w ręczniku i patrzy na nas z przerażeniem.

- Déjà vu. Serio? Kolejna psiapsiółka Stefci?- mruknął Damon.

-Eeeemmm…- zaczęła dziewczyna.- Wy to pewnie Lena i Damon! Stefan tyle mi o was opowiadał…!

-Jestem ELENA- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

-Oooouuuu…

-A ty to kto?- zapytał z pogardą Salvatore.

-No właśnie. Mam na imię Roxanne, ale mówcie mi Roxy. Jestem dziewczyną Stefana.

Damon zaczął się krztusic.

-Słońce…?- zapytałam ostrożnie.- Co jest?

-Stefcio w końcu znalazł sobie pełnoprawną dziewczynę…!- Brunet wybuchnął śmiechem.

-Pełnoprawną?- dopytywałam.

-Taką, o którą nie będzie musiał się ze mną bić.

-Ha ha ha, ubawiłem się jak nigdy, Damon.- W korytarzu pojawił się Stefan.- Witaj, Eleno- powiedział poważnie.- Poznaliście już Roxy, jak widzę?

-Taaa…- mruknął Damon.

-Gdy wyjechaliście, pojechałem do Chicago i przeżyłem małe załamanie.

-Odezwała się mania rozpruwacza, co?- zaśmiał się Damon. Zgromiłam go wzrokiem.

-Wtedy Roxy pomogła mi  znowu przerzucić się na zwierzęta.

-Pff… Kolejny wampir pod dachem, ganiający wiewiórki. A ja już miałem nadzieję na jakąś przekąskę po podróży- prychnął i skierował się w głąb domu.

-Przepraszam cię za niego, Roxy- zwróciłam się do dziewczyny. Stefan objął ją w pasie.- Damon, SKARBIE, czekaj!- zawołałam za nim i ruszyłam w jego stronę. Nalewał sobie Bourbona. Podstawiłam mu drugą szklankę.- Mnie też nalej.

-Co on ma z tym „x” w imionach?- mruknął mój ukochany.- Najpierw Lexi, teraz ta… Jak jej tam?

-Roxy- podsunęłam.

-Możliwe… Obie równie irytujące.

-Przesadzasz, Damon. Wydaje się być sympatyczna.- Kogo ja okłamuję, pomyślałam.

-Pewnie. Wmawiaj sobie.- Wypił zawartość swojej szklanki, odstawił ją i dodał: Zmywam się. Idziesz ze mną?

-Zaraz przyjdę.

-Ok. Poczekam na ciebie.- Pocałował mnie w policzek, zabrał bagaże i ruszył do sypialni.

Spojrzałam na Stefana i Roxy. Zapanowała niezręczna cisza.

-To może ja… Pójdę się ubrać!- stwierdziła Roxy i zniknęła w wampirzym tempie.

-Cieszę się, że…- zaczęłam.

-Nie dołuję się? Nie cierpię? Nie topię się w kieliszku?- przerwał mi Stefan, składając ręce na piersi.- Uwierz. Na początku tak właśnie było. Więc Caroline wykopała mnie do Chicago. Tam odezwał się rozpruwacz. Pojawiła się Roxy i mi pomogła. Więc, proszę, nie myśl, że było mi łatwo, Eleno.

Zatkało mnie. Zabrzmiał trochę jak Damon.

-Chcę ci tylko powiedzieć, że dopinguję ciebie i Roxy. To wszystko, Stefanie- powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i poszłam do Damona.


Caroline:

-Klaus! Proszę cię! Tylko spróbuj!- prosiłam Mikaelsona, zbiegając za nim po marmurowych schodach w jego rezydencji.

-Mówiłem ci już, Caroline- mówił z tą swoją nonszalancją.- Jeśli już to AB Rh+.

Od miesiąca próbowałam przekonać Klausa na krew z torebki. Ciągle powtarzał, że jeżeli w ogóle, to tylko grupa AB Rh+, „bo to jego ulubiona”.

Tak, oczywiście. Bo zawsze sprawdzał jaką krew ma jego ofiara.

-Klaus, proszę- próbowałam po raz kolejny, zagradzając mu drogę i podając woreczek krwi.- Dla mnie…?

-Wy, kobiety…- mruknął z tym swoim akcentem, biorąc ode mnie woreczek.

-Dziękuję, panie Mikaelson.- Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Gdy chciałam się od niego odsunąć, przytrzymał mnie.

-O nie, my sweetheart, teraz musisz mi wynagrodzić tą męczarnię z woreczkami krwi- zaśmiał się.

-Twe życzenie jest dla mnie rozkazem- szepnęłam mu do ucha i ruszyłam po schodach do sypialni.


Bonnie:

-Hej, Roxy. Co tam? Oddzwoń.- Nagrywałam się na sekretarkę nowej dziewczyny Stefana. Jest całkiem fajna. Lubię ją.

Odłożyłam telefon i powróciłam do sprzątania „lekko” podartej pościeli, którą ja i Jeremy zużyliśmy ostatniej nocy. Tiaaa…

Elena chyba by mnie zamordowała, gdyby dowiedziała się, ze mieszkam z jej młodszym bratem.

No właśnie- Elena i Damon powinni niedługo wrócić z Kalifornii. Nie widziałyśmy się tak długo…!

-Bonnie? - Do pokoju wszedł Jeremy w samych spodniach i ręcznikiem przerzuconym przez ramię.- Odzywała się do ciebie Roxy? Stefan dzwonił, ale nie zdążyłem odebrać… Bonnie?

-Yyyy… Tak?- zapytałam zdezorientowana. Jeremy coś mówił, ale ja miałam ochotę rzucić się na niego tu i teraz.- O co chodzi?

-Pytałem, czy rozmawiałaś z Roxy?

-Nie. To znaczy… Nie. Mam inne sprawy na głowie.

-Na przykład…?- zaśmiał się Gilbert.

-Na przykład takie- szepnęłam i zaczęłam go całować. Nagle zadzwonił mój telefon. Jęknęłam.- Kto u licha…? Roxy?- odebrałam.- No hej, co tam?

-Bonnie! Wpadniecie z Jeremym? Wrócili! ELENA i Damon! On jest jakiś dziwny, też tak uważasz? I w ogóle muszę z Tobą…!

-Naprawdę?!

-Tak, ale…

-Niedługo będziemy. Do zobaczenia.- Rozłączyłam się.- Już przyjechali! Chodź!

-Ugh…!- jęknął Jeremy.- Później. Nie uciekną, Bon. Nie martw się.- Teraz to on zaczął mnie całować.

-Niech ci będzie…- odpowiedziałam, między pocałunkami.


Damon:

Elena weszła do naszej sypialni.

-Więc…?- zaczęła.- Gdzie idziemy?

-A jak myślisz? Gdzie może się wybierać Damon Salvatore? Chodź.- Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy z domu.

Pięć minut później wchodziliśmy do Grilla.

-Bourbon- powiedziałem, gdy usiedliśmy przy barze.

-Razy dwa!- dodała Elena.

-Serio?- zapytałem zdziwiony.- Nie znosisz whisky.

-Miałeś rację.- Uniosłem brwi.- Co do Roxy. Jest troszkę dziwna.

- Przesadzasz. Wydaje się być sympatyczna- zacytowałem moją ukochaną.

-Ej! Nawet ja mam prawo do błędu, Damon!

Zacząłem się śmiać. Kelnerka przyniosła nam szklanki. Elena wypiła zawartość swojej nim zdążyłem mrugnąć.

-Jeszcze raz!- zawołała do kelnerki.

-Zaskakujesz mnie, słońce- powiedziałem, pijąc whisky.

-Wiele o mnie nie wiesz, Damon- oświadczyła, zeskakując ze stołka.

-Gdzie się wybierasz?

-Nigdy nie umiałam grac w bilarda. Chodź, nauczysz mnie.

-Więc chodźmy, moja ulubiona, seksowna uczennico- oświadczyłem i, zabierając nasz alkohol, ruszyłem za Eleną do stołu bilardowego.


Caroline:

Nagle mój telefon zaczął dzwonić.

-Ugh…! Kogo diabli niosą…?!- jęknęłam i z niechęcią odkleiłam się od Klausa, sięgając po telefon.- Halo?

-Hej, Caroline!

-Cześc, Roxy. Co tam?

-Więc… Przyjechał Damon z Eleną i może wpadniecie?

-Serio?!  Ojej! Jasne! Pa!- rozłączyłam  się.- Elena wróciła! Wstawaj!- pisnęłam i zaczęłam się ubierać.

-Caroline, skarbie, proszę cię… Wiesz przecież, że Salvatore’owie niezbyt mnie tolerują po tym incydencie w Nowym Jorku...

-Przesadzasz! Oni nigdy cię nie tolerowali…!- Klaus uniósł brwi.- Boże, jaka ja jestem głupia…!- pacnęłam się w czoło.- Ale Stefan cię toleruje! Czemu mówisz, że Salvatore’owie cię…?

-Mówiąc Salvatore’owie, miałem na myśli Elenę i Damona.

-Oouu… Ok… Chodź już! No, wstawaj!

Klaus wstał z łóżka leniwym krokiem i ruszył ku drzwiom.

-Co ty robisz?- Byłam zdezorientowana. Gdzie on się wybierał? Był nagi!

-Prosiłaś bym wstał i poszedł z Tobą do Salvatore’ów, więc…

-Najpierw coś ubierz. Takie widoki chcę zatrzymać tylko dla siebie.- Zagryzłam  dolną wargę.

Klaus się zaśmiał.


Elena:

Przez następne dwie godziny Damon próbował nauczyć mnie jak dokładnie gra się w bilard. Niestety, nie udało mu się. Albo przygniatałam sobie palce kulami, albo uderzałam kijem w nos.

-Elena…!- syknął Damon, gdy kolejny raz chybiłam o trzydzieści centymetrów. Upił łyk whisky i stanął za mną.- Musisz uderzyć kijem w środek tej kuli…!

-Bardzo śmieszne- sarknęłam, udając naburmuszoną.

Damon objął mnie w pasie jedną ręką, a drugą nakierowywał moje ramię z kijem.

-Musisz się pochylić i …- mruczał do mi do ucha, przejeżdżając dłonią po moim biodrze. Przeszył mnie dreszcz podniecenia.

-Wiesz, że tak się nie nauczę, prawda?- oświadczyłam, przerywając mu.

-Ale o co ci chodzi?- Damon udawał zdezorientowanego.

-Kiedy mnie tak dotykasz…

-Twój wybór.- Zaczął się ode mnie odsuwać, jednak ja złapałam go za T-shirt i przyciągnęłam z powrotem do siebie.

-Nie powiedziałam, że masz przestać- szepnęłam i zaczęłam go całować. Objął mnie w pasie i posadził na stole bilardowym.

-Przepraszam państwa bardzo, ale…

Odsunęłam się szybko od Damona- przed nami stała drobna blondynka w koszulce Mystic Grill i fartuchu.

-Czy mogliby państwo…?

-Pewnie, już nas nie ma- odparł rezolutnie Damon, rzucił na stół bilardowy sto dolarów i skierował się do wyjścia, ciągnąc mnie za rękę.

Gdy znaleźliśmy się jakieś dwadzieścia metrów od Grilla, zaczęliśmy się śmiać. Po raz kolejny tego dnia.

-Widziałeś jej minę?!- pytałam, dusząc się do śmiechu.- Szczerze, to ja  zapomniałam, że są tam jeszcze jacyś ludzie.

-Wyobraź sobie, co by zrobiła, gdybyśmy przeszli do następnego etapu.

I kolejna fala śmiechu.

Weszliśmy do lasu prowadzącego do willi Salvatore’ów. Słońce chowało się za horyzontem. Było tak pięknie.

Nagle się zatrzymałam. Damon odwrócił się zdezorientowany w moją stronę. Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować. Salvatore przyparł mnie do najbliższego drzewa i zaczął pozbywać moich ubrań.

Gorący, wampirzy seks w lesie- tego mi było trzeba.


Damon:

Po paru godzinach niewygodnych liści i gałęzi postanowiliśmy przenieść się do domu.

W wampirzym tempie założyliśmy resztki naszych ubrań i znaleźliśmy się kilkanaście metrów przed drzwiami domu.

Całując się wparowaliśmy do środka. Gdy mieliśmy zamiar skierowania się do sypialni, usłyszeliśmy:

-Niespodzianka!

Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. W naszym salonie siedział Stefan, Blondi, Klaus i reszta tego tałatajstwa.

Zaczęliśmy  w pośpiechu doprowadzać się do porządku. Elena mocowała się z suwakiem mojej kurtki, a ja poprawiłem koszulkę i wyjąłem prędko liście z włosów mojej dziewczyny.

Wszyscy patrzyli na nas zaskoczeni.

-Elena! Jak ja tęskniłam!- pisnęła Caroline, ratując mnie i Elenę z opresji, i rzuciła się na szyję pannie Gilbert.

-Tak, ja też…!- odpowiedziała zmieszana Elena, obejmując blondynkę.

-Elena, chodź do mnie!- Bennettówna odciągnęła Caroline od Eleny i sama ją przytuliła.

Skierowałem się do barku, zostawiając resztę z tyłu.

-Elena!- usłyszeliśmy. Do domu weszli… Co?! Oni razem?! Wcześniej tego nie zauważyłem!

Do domu wszedł Donovan i Rebekah. Matt i Elena właśnie się witali, a Pierwotna podeszła do mnie.

-Witaj, Damon. Miło was widzieć.

Zamurowało mnie.

-Taa, a ciebie niezbyt miło, Barbie Klaus- mruknąłem, upijając łyk ze szklanki, i wróciłem do reszty.

-No, opowiadajcie! Jak było?- wykrzyknęła Forbes.

Elena zaczęła wymyślać coś o pięknym oceanie, codziennym błogim lenistwie na plaży i takich tam.

-Pewnie…- mruknąłem.- Było błogo, ale nie na plaży.- Uśmiechnąłem się do siebie i poszedłem uzupełnić szklankę Bourbonem.


Bonnie:

-Jasne, a ty wymyśliłbyś coś lepszego- usłyszałam. Ja i Jeremy spojrzeliśmy po sobie.

-ALARIC?!- krzyknęłam.

Saltzman stał oparty o framugę drzwi wejściowych.

-Ric tu jest?!- wrzasnął Damon.

-Przekażcie mu, żeby nie był taki pewny siebie.- Spojrzał znacząco na Damona.- I jeszcze to, że jest kretynem.- Alaric się zaśmiał.

-Co on o mnie mówi?- jęknął starszy z braci Salvatore.

-Mówi, że jesteś palantem- zaśmiał się Jeremy.

-Dzięki, stary. Gdziekolwiek jesteś- powiedział smutno Damon, upijając łyk whisky.

Nagle mnie oświeciło.

-Wiem! Widziałam takie zaklęcie!

-Ale jakie?- zapytała zdezorientowana Elena.

-Zobaczycie- odpowiedziałam podekscytowana, przymknęłam powieki i zaczęłam recytować zaklęcie.- Inaccessum bonos redis, vos postulo ad alios. Venite, venite, et calefaciebat cordibus. Revelamini alios iubeo!- szeptałam.

Zapanowała cisza. Otworzyłam oczy. Alaric nadal tu był.

-Chryste…- szepnął Damon, a szklanka, którą trzymał w ręku spadła na podłogę i zamieniła się w drobne odłamki.


Damon:

- Ric!!!!- zawołałem i ruszyłem do przyjaciela. Uścisnąłem go, lecz nie poczułem jego ciała.-Jesteś tylko duchem, prawda?- zapytałem, przygnębiony.

-Yep. Tak dobrze to nie ma.- Zaśmiał się.- Dobrze cię widzieć, Damon.

-Tak. Ciebie też- odparłem z uśmiechem, nadal niedowierzając.

- Czy ja ci nie mówiłam, Jer, abyś mu przekazał, że ma zakaz szlajania się z tą blondyną?- usłyszeliśmy kolejny głos.

W korytarzu pojawiła się ta… No, siostra Donovana… Jak jej…? O! Vicky! Tak, Vicky!

-Vic!- Ucieszył się nasz rozgrywający.

-Nie podlizuj się, Matty. Słyszałeś- oświadczyła pewnym siebie głosem.

-Vicky Donovan. Dużo o tobie słyszałam- Rebekah wstała z kolan Matta i leniwym krokiem podeszła do ducha Vicky.- Szkoda, że wcześniej się nie poznałyśmy.

-Taa, ja ciebie poznałam, Mikaelson- syknęła, lustrując Rebekę wzrokiem.

Usiadłem z wrażenia, gdy zdałem sobie sprawę, że na serio rozmawiałem z Saltzmanem.

-Witaj, Damonie.

Prawie zleciałem z fotela. Obok mnie siedziała…

-Rose?!- kobieta uśmiechnęła się do mnie.- Mówią prawdę o tej drugiej stronie. Nadal jesteś tak seksowna jak przedtem- zaśmiałem się i spojrzałem na Elenę. Popatrzyła na mnie z przekąsem i posłała uśmiech, po czym wróciła do gawędzenia z Alarikiem.- Dobrze cię widzieć. Po takim czasie…

-Ciebie również… Zdobyłeś tę dziewczynę. Tak trzymaj. Liczę na was, Damon. Nie zawiedź mnie i przytrzymaj ją przy sobie.

-Nie zamierzam jej puszczać. Uwierz mi, Rose- mówiłem, wpatrując się w Elenę. Nieświadomie odwróciłem głowę w stronę drzwi.- Nie!! A ty tu czego?!!?!?

W korytarzu stała Lexi. Tylko jej tu brakowało.

-Lexi! – krzyknął mój braciszek i zerwał się z sofy.- Wreszcie! Myślałem, że się nie doczekam!

-To się doczekałeś, Salvatore.

-Przyniosłam zapasy!- Do salonu powróciła dziewczyna Stefcia z kartonem wina z naszej piwnicy.

-Roxy, poznajcie się. To jest…

-Lex?!- Dziewczyna prawie upuściła karton.

-Roxanne! Kiedy to było ostatni raz? Lata 20., 30.?

-Nowy Jork, 1927 rok. Precyzyjniej.

-Nie!- jęknąłem.- Ty też znasz blondynę, nowa?!

-Dla twojej świadomości, Salvatore- prychnęła Lexi.- To ja przerzuciłam Roxy na zwierzęta.

-Spokojnie, Damon- Elena podeszła i wtuliła się we mnie.- Tylko bez agresji mi tu.

-Jak miałbym zaatakować ducha?- podpuszczałem Lexi. Zacisnęła szczęki i pięści.

-Kto ma ochotę na kolejną porcję alkoholu?!- zawołała Elena, czując napiętą atmosferę.

-Polejcie!- zawołał ktoś, jednak nie zwróciłem uwagi, kto.  Usiadłem obok Alarica, sadzając sobie ukochaną na kolanach i ciesząc się z obecności przyjaciela.


Narracja trzecio osobowa:

Kilkanaście osób siedziało w ogromnym salonie pięknego domu. Popijali alkohol, ciesząc się swoją obecnością. Wyglądali jak zwykła paczka przyjaciół, którzy spotkali się po długim czasie.

I chociaż niektórzy z nich naprawdę nie przepadają za sobą nawzajem, tego dnia odpuścili sobie kłótnie i nieprzyjemności. To był przecież pierwszy dzień od tak dawna, gdy mogli nacieszyć się swoją obecnością.

Wiedzieli jednak, że niedługo dzień się skończy i część z nich będzie zmuszona wrócić na drugą stronę. Oczywiście będą często starali się powtarzać te spotkania, ale póki co poprzysięgli pamiętać o sobie zawsze. Zawsze i na zawsze.



THE END.
Tak, to był ostatni rozdział tego opowiadania. Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną, gdy skrobałam nowe części. Dzięuję wszystkim, którzy komentowali moje wypociny, zachęcając mnie do dalszego pisania. Jesteście wspaniali! <3
Nie kończę pisania, oczywiście. Mam w planach kolejny blog o "Pamiętnikach...", a jeśli nie wyjdzie, to w zanadrzu jest opowiadanie trochę mniej fantastyczne, ale wydaje mi się, że równie ciekawe.
Więc DZIĘKUJĘ bardzo Wam wszystkim.
Liczę, że wytrwacie ze mna przy następnych opowiadaniach.
Kocham Was i całuję.
Wasza Emka.

wtorek, 15 października 2013

Ważne decyzje- Rozdział 14


 No siemka!
Jak mnie tu dawno nie było! :* Co u Was, kochani? Jak nowy rok szkolny?  Sorki, że wcześniej nie dodałam, choc ten rozdział od kilku miesięcy spoczywał u mnie w folderze "opowieści dziwnej treści" :3
No dobrze, koniec mego marudzenia. Czytajcie więc^^ :

Elena:

Dziś jest Dzień Założyciela.

Od kilku dni, a dokładnie od przyjazdu Damona, Care i Bonnie próbują mnie namówić, bym poszła z nimi na imprezę z okazji tego święta. Blondynka dzwoni do mnie bez przerwy, dosłownie. Dziewczyny uważają, że skoro „wróciłam z martwych” i wyglądam jak człowiek, powinnam się ludziom pokazywać.

Ale jak ja, do ciężkiej cholery, mam spokojnie iść na jakiś przeklęty bankiet, skoro dziś mam podjąć decyzję, która zaważy nad resztą mojego życia…?

Tak, obiecałam braciom Salvatore, że dziś podejmę decyzję. Gdy przysięgałam to Damonowi, myślałam, że będę miała czas ostatecznie pomyśleć. Ale co chwila- „Eleno, musisz mi pomóc- jaką sukienkę założyć na Dzień Założyciela?”; „Eleno,…?”.

No i nie pomyślałam. Jak mam zadecydować? Jaką decyzję podjąć?

Rozległ się dzwonek do drzwi.

-Elena, otworzysz?!- krzyczał Jeremy z łazienki. Ugh…! Odkąd oficjalnie jest z Bonnie, spędza w łazience więcej czasu niż Caroline…!

Powlokłam się po schodach na dół i otworzyłam drzwi.

O wilku mowa- w progu zobaczyłam pannę Forbes uzbrojoną w kilka toreb i milion pokrowców na ubrania.

-Hej, słońce!- przywitała mnie przyjaciółka i, mijając mnie, weszła do domu.- Masz już wybraną sukienkę? Mam nadzieje, że tak. Nie mogę się doczekać, a ty?...- paplała, kierując się do salonu.

- Nie chcę iść na ten cholerny bankiet, Caroline!- wykrzyknęłam, przerywając jej.

-Ale Elena, to bankiet z okazji Dnia Założycieli! Musisz iść!- błagała mnie Caroline.

-Nie chcę, rozumiesz?!

- Dlaczego?! Przecież zawsze lubiłaś  takie imprezy! Zakładałyśmy kiecki, szpilki i czułyśmy się jak księżniczki!

- Nie idę! Bez gadania! Nie przekonasz mnie, Care! Nieważne, dlaczego!

-Ważne, Elena!

                Złamałam się. Nie miałam jej tego mówić, ale pękłam.

-Bo tam będzie Damon… i Stefan!- jęknęłam, siadając na kanapie. Care przycupnęła obok mnie.- A ja… Ja nie wiem jak mam się wobec nich zachować. Co mam im powiedzieć?! Kocham Damona… Ale co ze Stefanem? Do niego też coś czuję- rozpłakałam się.-Co mam zrobić, Caroline?- zapytałam przyjaciółkę, przełykając łzy.

-Chodź ze mną na ten bankiet. Nie będziesz zwracać na nich uwagi, a ja, ty i Bonnie będziemy się trzymać razem! Tylko we trzy.

-Tak myślisz?- zapytałam. Caroline prawie mnie przekonała.

-Tak, tak myślę, Elena. Wymagają od ciebie, byś się zdecydowała- w takim razie muszą być cierpliwi. A Stefan? Niech też się zdecyduje i zerwie kontakt z Rebeką! Damon niech też pomyśli! A teraz chodź, musimy wybrać ci sukienkę. No, bo panna Gilbert się nie przygotowała- zażartowała Caroline.- I ja też muszę się przebrać!

Caroline wyciągnęła mnie z salonu  i pobiegłyśmy do mojego pokoju.  Moja przyjaciółka przebrała się w swoją miętowozieloną kreację, a mi wybrałyśmy czarną, koronkową. Po chwili byłyśmy gotowe.

-Gdzie Bonnie?- zapytałam Caroline, przeglądając się w lustrze. Zapomniałam już, gdzie miała iść dzisiaj moja druga przyjaciółka- dziś są urodziny jej babci, musiała pójść na cmentarz.

-Spotkamy się w Grillu. No, piękna, idziemy!- zarządziła Caroline i zadzwoniła po taksówkę.

W czasie drogi nieświadomie trzęsłam się ze strachu. Caroline to zauważyła i położyła swoją dłoń na moich rękach.

-Elena. Nie martw się, dziewczyno. Ani ja, ani Bonnie nie dopuścimy do ciebie żadnego Salvatore’a- uśmiechnęła się ciepło.-Dzisiaj wszystkie trzy będziemy egoistkami i nie będziemy przejmować się facetami, ok.?

-Dobrze-odpowiedziałam.

-Poradzimy sobie. Przecież nasze trio to dwie wampirzyce i czarownica- szepnęła mi do ucha Caroline, tak cicho, by nie usłyszał jej kierowca. Obie się uśmiechnęłyśmy.

Dojechaliśmy do Mystic Grill. Wysiadłyśmy z auta, a Caroline zapłaciła taksówkarzowi.

-Idziemy- zarządziła moja przyjaciółka i ruszyła w stronę drzwi. Już miałam iść za nią, gdy coś mnie zatrzymało i zajrzałam przez szybę do środka knajpy.

Care nie miała racji- Stefan już wcześniej zerwał kontakty z Rebeką, gdyż Pierwotną obejmował Matt. I wtedy ich zobaczyłam. I Damona, i Stefana… Może gdyby był tylko jeden z nich…

-Elena?!- popędzała mnie Caroline.- No, chodź!

-Care, ja nie mogę… Ja… Ja przepraszam… Nie mogę tam wejść.- Zbierało mi się na płacz.

-Elena! Wejdziesz tam! Trzymamy się razem, zapomniałaś?

-W takim razie, wrócisz ze mną do domu.

-Że co?!

-Trzymamy się razem- pokonałam ją jej własna bronią.

-Niech ci będzie- mruknęła.

-Może później dołączę… - Obie wiedziałyśmy, że tak się nie stanie.- Muszę to przemyśleć. Bawcie się dobrze. Przeproś ode mnie Bonnie. I ciebie też jeszcze raz przepraszam. Pa.

-Pa…- odpowiedziała smutno Caroline.

-No leć już- pospieszyłam ją i dziewczyna zniknęła mi z oczu.- Proszę pana! Stop!- krzyknęłam za taksówką, która niedawno nas tu przywiozła. Kierowca zatrzymał auto.

-Panienka Gilbert?- zapytał zaskoczony.-A pani nie na przyjęciu?

-Zmieniłam plany. Do domu proszę.

Po kilku minutach podjechaliśmy pod mój rodzinny dom. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z auta.  Zdążyłam otworzyć drzwi i naszła mnie ochota by się przejść. Zostawiłam kopertówkę na komodzie w przedpokoju i skierowałam się w prawo, w kierunku skrzyżowania naszej ulicy i Summer Street…

Damon:

Szukałem Eleny. Nigdzie jej nie było. Wypatrzyłem tylko wiedźmę i Plastic Fantastic.

-Hej. Nie wiecie co z Eleną?- zapytałem.

-Nie wie jak z wami postąpić i się boi. Nic dziwnego.- Blondi uśmiechnęła się jadowicie.

-Damon, musicie dać jej czas. Nie da się tak hop-siup, zadecydować z kim chce się spędzić resztę życia…

-Dzięki za wsparcie…- mruknąłem i odszedłem do stolika z alkoholem.

Stefan:

Podszedłem do Damona, który stał przy charakterystycznym dla siebie miejscu- stoliku z alkoholem.

-Nie wiesz gdzie jest Elena?- zapytałem.

-Musicie dać jej czas. Nie da się tak hop-siup zadecydować z kim chce się spędzić resztę życia- zaczął przedrzeźniać czyjś głos. Od razu skapnąłem się, że autorką tych słów musiała być Bonnie, to wszystko dzięki aktorskim umiejętnościom mojego brata.- Do dupy z tym…- Wziął zawartość swojej szklanki na raz, odstawił ją i odszedł.

Elena:

Spacerowałam po ulicach, płacząc.

Dlaczego moje życie musi być tak popaprane!?

Klaus dał mi szansę, bym mogła być znów ze Stefanem, ale czy ja naprawdę go kocham?

Z drugiej strony- Damon. Przecież to jest ten egoistyczny cham, którego kiedyś nie mogłam znieść.

Co ja mam zrobić? Muszę któregoś z nich wybrać.

Stefan jest uczynny, życzliwy, uprzejmy, szarmancki. Wymarzony chłopak.

A Damon… Damon jest zupełnie inny… Gdy jestem przy nim,  nic innego nie ma znaczenia. Jego obecność przysłania mi wszystko. Czuję się przy nim wolna, nigdy nie wiem co mnie czeka…

Poczułam krople na głowie. Spojrzałam w niebo. Zaczęło padać. Ukryłam się pod jakimś daszkiem.

Analizowałam, gdzie jestem.

Biblioteka. Jestem w środku. Siedemset metrów do domu, siedemset metrów i jestem w Grillu.

Gdzie iść?

Nie zorientowałam się nawet, gdy szłam przez tą ulewę w stronę centrum. Czyli jednak moje serce zadecydowało, że muszę wybrać. Teraz. Zaraz. Dosłownie za chwilkę zaważy się mój los.

Wiedziałam, że jestem rozmazana i przemoczona do suchej nitki. Nie obchodziło mnie to.

Szłam zdecydowanym krokiem w stronę mojego celu…

Damon:

Na podest weszła pani burmistrz. Bourbon mam pod ręką. Jestem przygotowany na długie, nudne przemówienie.

-Witam was, drodzy mieszkańcy Mystic Falls. Święto Założycieli, jak wiecie, jest dla nas najważniejszym dniem w całym roku…- O tak, to będzie dłuuuuuuuugie.

Później słyszałem tylko „Blablablablabla…”.             

Nagle jednak wszystko ucichło, nawet Carol Lockwood i jej przemówienie. Spojrzałem w tam, gdzie wszyscy. Do Grilla weszła przemoczona dziewczyna.

Nim się spostrzegłem, przyciągnęła mnie do siebie.

Elena:

Nie byłam przygotowana.  Po prostu weszłam tam i pocałowałam Damona. Wybrałam.

Caroline:

Byłam zdezorientowana.

Do baru weszła jakaś laska i rzuciła się na Damona.

-To Elena?- zapytałam Bonnie.

-Nie wiem… Chyba tak…- szepnęła czarownica, wskazując głową na Stefana, który wyszedł z Mystic Grill, trzaskając drzwiami.

Elena:

Oderwałam się od Damona. Był zaskoczony. Nie mógł wydusić słowa.

Na sali rozległy się pogwizdywania, krzyki i oklaski.

Uśmiechnęłam się do Damona. Brunet niepewnie odwzajemnił uśmiech.

-Kocham cię, debilu- szepnęłam i ponownie pocałowałam Salvatore’a.

Damon:

Elena wybrała. Wybrała mnie. Elena. Wybrała. Mnie.

Miałem ochotę krzyknąć: Ludzie! Jest zajebiście!

Cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało cukierka.

Niech ktoś mnie uszczypnie…! A zresztą- jak mogłaby wybrać rąbniętą Stefcię, wielbiącą swe włosy…?

-Ja ciebie bardziej- odpowiedziałem.

Caroline:

Wow, Elena wybrała Damona… Nie znoszę go, ale jeśli to z nim będzie szczęśliwa, będzie trzeba go choć trochę zaakceptować.

Spojrzałam na scenę- pani Lockwood próbowała co chwilę coś powiedzieć, ale wahała się. Mimo kilku prób podchodzenia do mikrofonu, jeszcze nie kontynuowała przemówienia.

-Zaraz wracam- szepnęłam do Bonnie i ruszyłam w stronę podestu.- Przepraszam, ale to chyba jest ciekawsze…- powiedziałam cicho, podchodząc do mamy Tylera i wskazałam głową na całujących się Elenę i Damona.

Uśmiechnęła się lekko, zrzuciła tekst przemówienia na podłogę i zaczęła klaskać. Nie spodziewałam się tego po niej.

Usłyszałam druga osobę, która kontynuowała działania pani burmistrz- przy drzwiach do baru stał Klaus.

 Moje serce przyspieszyło, gdy go zobaczyłam. Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, a moje nogi zmiękły. Ruszyłam niepewnym krokiem w jego stronę, jednak gdy zeszłam z podestu, przyspieszyłam.

Zacisnęłam palce na marynarce od jego garnituru i przyciągnęłam do siebie Pierwotnego.

Pieprzyć to, że jakieś pięć metrów za mną stoi mama mojego chłopaka. Byłego chłopaka. To znaczy nieoficjalnie byłego, ale…

Caroline! Nie psuj chwili myśleniem, o tym kto jest oficjalny, a kto nie!, skarciłam się w myślach. Liczy się tu i teraz.

Kocham cię, Klaus. Kocham, kocham…!

-Kocham cię-szepnęłam, patrząc hybrydzie w oczy.

-Przesłyszałem się?- wymamrotał.

-Tysiąc lat to jeszcze nie tak dużo. Nie martw się, słuch cię nie zawodzi- uśmiechnęłam się, a on odpowiedział mi tym samym.
 
ode mnie:
I jak? Może byc? czekam na Wasze opinie w postaci komentarzy :*
Kocham Was i do napisania! ^.^
Emka ;)
PS. Next będzie prawdopodobnie ostatnią częścią tego opowiadania...

wtorek, 3 września 2013

Proszę...- Rozdział 13

Hej, Kochani!
I skończyło sie lato... Niestety. Ale przybywam do Was z nowym rozdziałem. Miałam dodac wczoraj, ale prąd nam wysiadł ;/
No, to koniec paplania- zapraszam do lektury. Mam nadzieje, ze sie spodoba :3



Elena:

Obudziłam się wcześnie rano i poszłam do Salvatore’ów, by wziąć prysznic, gdyż we wszystkich innych domach w MF z rur leciała woda z werbeną. Ich willa była wyjątkiem.

Gdy znalazłam się w łazience, zdjęłam ubrania i weszłam do kabiny.

W momencie, gdy włączyłam wodę, poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Odwróciłam się i zobaczyłam Damona. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Po chwili oderwałam się od niego delikatnie, zagryzłam wargę i otworzyłam oczy.

Zamiast Damona zobaczyłam Stefana. Uniosłam rękę i pogładziłam go po policzku.

Podniosłam się z jękiem i rozejrzałam.

Byłam w pokoju Bonnie. Siedziałam w śpiworze koło jednoosobowego łóżka, na którym spała mulatka. Caroline, również pogrążona we śnie, leżała okryta różowym kocem obok mnie.

Zegar wiszący na ścianie wskazywał piątą trzynaście.

Wstałam najciszej jak umiałam, zarzuciłam kurtkę na piżamę i włożyłam buty. Schowałam resztę wczorajszych ciuchów do torby, wzięłam ją i cicho wyszłam z domu mulatki.

Szłam przed siebie, wiedząc, że i tak dojdę do domu. W takiej mieścinie jak Mystic Falls każda droga prowadzi w każde miejsce.

Nim się zorientowałam, byłam na moście Wickery. Już dwa razy miałam tu umrzeć. Ale tak na zawsze. Bo przecież jestem żywym trupem.

Może to było mi przeznaczone- umrzeć wraz z rodzicami, zniknąć z tego świata… Wtedy nigdy nie spotkałabym braci Salvatore. I nie miałabym tych wszystkich problemów…

Poczułam pierwsze promienie słońca na twarzy. Moją głowę nawiedziła pewna myśl. Zerknęłam na pierścień, który spoczywał na moim palcu.

-Eleno, nie rób tego…!- usłyszałam.

Podniosłam głowę. Kilka metrów dalej stały Caroline i Bonnie. Blondynka miała na sobie tylko krótką koszulę nocną na ramiączkach i skórzane kozaki, a Bennett’ówna piżamę, rozwiązany szlafrok i grube skarpetki w zielono- niebieskie paski.

-Moje życie i tak nie ma sensu! Co to za różnica!?- krzyczałam, połykając łzy.

-Eleno, proszę!- pisnęła Forbes.

-Pomyśl o Jeremy’m!- prosiła Bonnie.- On oprócz ciebie nie ma żadnej rodziny!

Trafiła w mój czuły punkt. Jeremy. Mój młodszy brat. Zostanie kompletnie sam.

-Proszę…- wyszeptały równocześnie.

Po mojej twarzy spłynęły kolejne łzy. Zniknęłam w wampirzym tempie.

Jeremy:

Wczoraj wieczorem dostałem SMS-a od Bonnie- Elena wróciła. Chciałem pojechać do domu mojej dziewczyny- tak, dobrze słyszycie-by zobaczyć się z siostrą, lecz Bon prosiła, bym tego nie robił. Babski wieczór i tak dalej.

Usłyszałem trzask drzwi.

-Elena?- zawołałem, wychodząc z kuchni.

Moja siostra upuściła torbę na podłogę i rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją.

-Och, Jer…- wyszeptała.- Przepraszam.

-Cieszę się, że wróciłaś- odpowiedziałem.

Elena odsunęła się ode mnie, po jej policzkach płynęły łzy. Uśmiechnęła się słabo, podniosła bagaż i skierowała się po schodach na górę.

***

Caroline:

Od tygodnia Elena siedzi w swoim pokoju i nie wychodzi. Wygląda gorzej niż, Eleno przepraszam, bezdomny.

Wieczorem tego dnia, gdy powstrzymałyśmy Elenę przed „misją samobójczą”, Jeremy zadzwonił do Bonnie, mówiąc, że jego siostra od rana nie wyszła z pokoju i się o nią martwi.

Oddział ratunkowy, tak Jer nazwał mnie i Bennett’ównę, od razu wkroczył do akcji. Od tamtego czasu Elena wypiła jeden woreczek z krwią. Nic więcej. Nie zadziałało na nią nawet to, że ktoś musi zrobić coś Jer’owi na obiad. Zero reakcji. Oczywiście nie zostawiłyśmy go bez jedzenia- on i Bonnie chodzą do Grilla na jakieś fast foody.

Stefan wydzwaniał do mnie jakieś sto razy, pytając o Elenę, gdyż ta ma wyłączony telefon.

Damon się nie odezwał- i dobrze. Nie lubię go. Ba! Nienawidzę tego palanta!

Zatrzymałam auto przed domem Gilbertów. Otworzyłam drzwi zapasowym kluczem, który dał mi Jeremy w razie nagłych przypadków.

Skierowałam się na piętro, przeskakując co dwa schodki. Wparowałam do pokoju Eleny- jego właścicielka, prawie jak zawsze, siedziała na parapecie, wyglądając przez okno. Jej pokój wyglądał gorzej niż ona (choć wydawało mi się to niemożliwe). Ubrania walały się po całym pokoju, a na szafkach była warstwa kurzu.

-Hej, Eleno- rzekłam niepewnie i skierowałam się w jej stronę, omijając „przeszkody” na podłodze.- Wypij, proszę. Nie! Chwila! Masz to wypić! To rozkaz!- podniosłam głos, podając jej woreczek z krwią, który wyjęłam ze szkolnej torby.

Usiadłam na brzegu łóżka.

-A więc…- zaczęłam.- Żałuj, że nie byłaś dziś w szkole!- zawołałam trochę zbyt entuzjastycznie i zaczęłam zbierać ciuchy z podłogi.- Rachel Adams zmieniła fryzurę. Gdybyś ją widziała! Wygląda jak kaczka! A Donna Hunt chodzi z Jake’iem Collinsem! Jak on mógł rzucić Hilary dla tej łasicy, prawda?

Elena nie zareagowała, bawiła się woreczkiem, który jej podałam. Spochmurniałam. Odłożyłam ubrania Eleny na łóżko i usiadłam na parapecie obok niej.

-Eleno, proszę, porozmawiaj ze mną…!- pisnęłam bezradnie.

Elena podniosła woreczek do ust i zaczęła z niego pic. Yeah! Wreszcie jakieś postępy!

Gdy opróżniła torebkę, wreszcie na mnie spojrzała. Od razu wyczytałam prośbę z jej spojrzenia. Bez zastanowienia sięgnęłam do torby po kolejne opakowanie i podałam je Elenie.

Gdy skończyła, ponowiłam prośbę.

-Porozmawiaj ze mną.

-Care…- Po jej policzku spłynęła łza.- Ja się boję. Nie chcę ich spotkać.

-Damona nie ma… Jeszcze nie wrócił.- szepnęłam, a Elena spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przerażenia. Idiotka ze mnie! Głupia, głupia, głupia...!

-Caroline, jestem jak Katherine…- Wtuliła się we mnie. Zemdliło mnie, gdy usłyszałam imię tej zołzy.

-Nie, wcale nie jesteś jak ona, Eleno. Jeśli chodzi o bycie suką, nikt jej nie dorówna- stwierdziłam, przytulając przyjaciółkę.

-Ja… Boję się, że Damon nie wróci…- szepnęła przez łzy.

-Wróci…- szepnęłam, niepewna tego, co mówię, i pogładziłam przyjaciółkę po włosach.

Gadałyśmy jeszcze godzinę.

-Chyba się prześpię- powiedziała Elena.

Przytuliłam ją, wzięłam torbę i wyszłam, zostawiając na półce dwa woreczki z krwią.

Kiedy schodziłam po schodach, drzwi się otworzyły, a do domu wpadli roześmiani Bonnie i Jeremy. Jer niósł dwie siatki z zakupami. Widząc stan ich ubrań, wiedziałam, że byli na zajęciach plastycznych u pani McRyan.

Gdy Bon mnie zobaczyła, od razu zapytała:

-Byłaś u Eleny? Co z nią?

-Rozmawiałam z nią. Teraz śpi.- Posłałam Jeremy’emu znaczące spojrzenie.

-To ja… No…- dukał młody Gilbert.- Rozpakuję zakupy…!

I zostałyśmy same w holu.

-Powiedziała ci coś?- zapytała Bon.

-Boi się. Nie chce ich spotkać. Martwi się, że… D a m o n- wycedziłam z pogardą imię bruneta- nie wróci.

-Niech ona nie myśli o tym dupku…! Ma Stefana…!- mulatka zaczęła się burzyć.

-Ja uważam tak samo, Bon. Ale co zrobić? W kwestii jej uczuć do Damona chyba jesteśmy bezradne…

-Bonnie, chyba nie kupiliśmy mąki!- Dobiegł nas z kuchni głos Jer’a.

-Jak to nie kupiliśmy?!- odkrzyknęła Bon.- Przepraszam cię…- Wskazała na kuchnię.

-Jasne, nie ma sprawy. Pa.- Przytuliłam ją i wyszłam.

***

Weszłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko.

Jak pomóc Elenie? Co zrobić, żeby tak nie cierpiała? Porozmawiać ze Stefanem?

Sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej telefon. Weszłam w ikonkę „Galeria zdjęć”. Znalazłam odpowiednią fotografię. Przedstawiała… Klausa. Tak, mam zdjęcie jego w komórce.

-Klaus…- szepnęłam.- Co mam zrobić? Pomóż mi…

Nagle w głowie zaświtał mi pewien głupi pomysł. Gdyby nie okoliczności, w których się znajdujemy, nigdy bym tego nie zrobiła. Ale kocham Elenę, jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.

-Dziękuję, Klaus- powiedziałam podekscytowana, szukając numeru w kontaktach.

Damon:

Popijałem właśnie Bourbona, siedząc w jakimś barze na obrzeżach Tennessee. Kilka minut wcześniej pożywiłem się jakąś długonogą kelnerką. Tak! To jest życie!

Telefon zabrzęczał mi w kieszeni. Zignorowałem dzwonek.

 Komórka zadzwoniła po raz czwarty i zirytowany wyjąłem ją. Spojrzałem na wyświetlacz.

                                                               Plastic Fantastic

Czego ta głupia dziunia ode mnie chce?!

Telefon zadźwięczał po raz kolejny.

-Czego?!- warknąłem, odbierając.

-Damon?!- pisnęła przerażona.- Wreszcie! Musisz wrócić do Mystic Falls!

-Chyba jednak nie przyjmę propozycji, Barbie.

-Chodzi o Elenę!

Znieruchomiałem.

-Elena mnie nie…- zacząłem.

-Ugryzł ją wilkołak!- przerwała mi.- Zostało jej kilka godzin życia! A ja nie mogę dodzwonić się od Klausa…!

Mój mózg przetwarzał informacje, które przekazała mi dziewczyna.

Elena. Wilkołak. Mystic Falls. Klaus.

-Damon?- pisnęła Caroline.- Proszę cię…!

-Ugh…!- mruknąłem.-  Wy, kobiety, potraficie zrujnować innym życie.

Rozłączyłem się, wyszedłem z baru i wsiadłem do samochodu.

A więc kierunek MF… Kierunek Elena.

Caroline:

Jej!!! Jestem wspaniała! Proszę o brawa!

Zadzwoniłam do Eleny.

-Halo?- usłyszałam zaspany głos szatynki.

-Elena? Szykuj się! Damon będzie u Ciebie za godzinę…  Góra za dwie. Możesz mnie wielbić!- pisnęłam.

-Aha…- dukała.- Dz-dzięki…

Rozłączyła się.

-Klaus jesteś boski!- krzyknęłam na cały dom.

Elena:

Dopiero po chwili to do mnie dotarło.

Damon tu jedzie. Damon. Mój Damon!!!

Tylko jak Caroline udało się go do tego przekonać?

Przestałam się tym przejmować i pognałam do łazienki, w której, swoją drogą, dawno nie gościłam. Weszłam szybko pod prysznic.

Po jakichś czterdziestu minutach wyszłam spod natrysku. Założyłam szlafrok i wtarłam w mokrą czuprynę odżywkę o zapachu kokosa. Umyłam zęby i zaczęłam suszyć włosy.

Gdy były już suche, podbiegłam do szafy po jakieś ubrania.

Damon:

Jechałem jakieś 260 kilometrów na godzinę. Jeśli Elena umrze… Nie wiem co bym wtedy zrobił.

Kocham ją mimo wszystko. Tak, włączyłem uczucia. Nie mogę być bezwzględnym dupkiem, kiedy dziewczyna, która jest dla mnie najważniejsza, odchodzi z tego świata.

Powitały mnie ulice Mystic Falls. Przejechałem obok Grilla, przypominając sobie o tym jak przesiadywałem tam z Ric’iem.

Pokój z tobą, stary- pomyślałem, spoglądając w niebo.

Skręciłem w ulicę, przy której stał dom Gilbertów. Zaparkowałem krzywo przed budynkiem i rzuciłem się biegiem do wejścia.

Z kuchni dobiegły mnie śmiechy. Nagle ucichły.

-Damon?!- Do holu weszła wiedźma, a za nią młody.- Co ty tu do…?

Nie wiem, co mówiła dalej, bo ruszyłem do pokoju Eleny.

Otworzyłem gwałtownie drzwi.

Stała przy łóżku. Odwróciła się. Wyglądała… Normalnie.

-Damon…- szepnęła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-Nieźle się trzymasz… Jak na umierającą…- rzekłem niepewnie.

-Umierającą?... Oh, to wymysł Caroline…- wymamrotała.

-Czyli jednak żyjesz… I nie jestem potrzebny.- Miałem zamiar wyjść, ale Elena złapała mnie za rękę.

-Damonie, proszę! Zostań…!

-Ale po co?! Masz Stefcia! Jesteś z nim! Nie jestem ci potrzebny!- krzyczałem.

-Ale ja nie jestem ze Stefanem…- szepnęła, a mnie zamurowało.- Rozstałam się z nim chwilę po tym, jak wyjechałeś…

Stałem jak ten kołek. Elena rzuciła mojego idealnego braciszka?

Rozejrzałem się po jej pokoju.

-Co robisz?- zapytała.

-Gdzie tu jest ukryta kamera?

-Damon…- Ujęła moją twarz w dłonie.- Mówię prawdę. Zostań, proszę. Kocham cię…

-Stefana też kochasz- stwierdziłem, a ona spuściła wzrok.

-Zdecyduję. Dajcie mi trochę czasu…

-Elena, my od zawsze dajemy ci czas!- ryknąłem.

-Kilka dni, proszę, podejmę decyzję. Zostań.

Wahałem się. Pewnie Elena i tak nie wybierze żadnego z nas.

-Skąd mam wiedzieć, że znowu się nie wycofasz?- zapytałem.

Pocałowała mnie lekko.

-Proszę, zostań…- szepnęła, gdy się ode mnie odsunęła.

-Zostaję do końca tygodnia. Później wyjeżdżam- powiedziałem i wyszedłem.

W holu ponownie zastałem Jeremy’ego i Bonnie. Zignorowałem ich podejrzliwe spojrzenia i opuściłem dom.

No, to czeka mnie pięć dni niepewności. Później, znając życie, i tak wyjadę.