Witam!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Wiem, wiem. Nie było mnie tu od października, ale nowa szkoła dała sie we znaki.
A poza tym moja wena była chyba w jakimś zakładzie psychiatrycznym na terapii i nie mogłam z niej skorzystac.
Ale nie proszę o wybaczenie, bo też uwazam to, za prawie niewybaczalne.
No, więc- zapraszam:)
I przepraszam ponownie.
Czytajcie więc:
Elena:
Wyjrzałam przez małe okienko w samolocie. Żegnaj, słoneczna
Kalifornio.
Ja i Damon właśnie wracamy z miesięcznego pobytu w tym
pięknym stanie. Choć zbytnio go nie zobaczyłam. Przez prawie cały czerwiec
podziwiałam sufit w sypialni domu na plaży, który wynajął Damon. Taaak ;)
Nachyliłam się i pocałowałam bruneta
-A to za co?- zapytał z uśmiechem.
-Za to, że tu jesteś, moja ty dzika bestio- szepnęłam,
zagryzając dolną wargę, i spojrzałam na niego znacząco.
-Opanuj pożądanie, słońce. Za duża publiczność.
-Heh… Kocham cię- powiedziałam, śmiejąc się, oparłam głowę
na ramieniu Salvatore’a i po chwili wpadłam w objęcia Morfeusza.
-Halo?!- zawołałam.
Byłam sama w jakimś… Korytarzu? Tak,
można to tak nazwać. Ściany pomieszczenia były zrobione z luster. Na jego końcu
migało jasne światełko.
Zobaczyłam wyłaniającą
się ze światła postać, zmierzającą w moją stronę. Gdy zbliżyła się do mnie,
ujrzałam ją dokładnie. Była to przepiękna kobieta średnim wieku. Jej błękitne
oczy błyszczały dobrem i dokładnie badały moją osobę, a ciemne loki spadały
kaskadami na ramiona. Ubrana była w dziewiętnastowieczną granatową suknię.
Coś zaświtało w mojej
głowie. Znam ten wzrok.
-Pani Salvatore…
-Tak, zgadza się. Miło
mi cię poznać, Eleno.- Kobieta posłała mi ciepły uśmiech.
-Dokładnie tak sobie
panią wyobrażałam. Już wiem, po kim Damon ma te oczy…
-Och, tak…-
Uśmiechnęła się przyjaźnie.- Mówiąc o moich synach… Wiesz, że zmarłam, gdy byli
jeszcze dziećmi- Skinęłam głową.- I wiesz też, że obaj bardzo to przeżyli. Szczególnie
Damon. Nigdy nie miał dobrych stosunków z Giuseppe, moim mężem. Zawsze byłam
przy moich synach. Przeżywałam z każdym z osobna ich miłość do… Panny Pierce…-
Nazwisko Katherine wypowiedziała z obrzydzeniem.- Damon przeżył to bardziej.
Przecież Katherine nigdy go nie kochała. Później byłam ze Stefanem, kiedy miał
załamanie. Wtedy, dzięki Bogu, pojawiła się Lexi. Chwała jej za to. A serce
pękało mi za każdym razem, gdy widziałam Damona, który topił ból po tamtej egoistycznej kobiecie, zabijając niewinne
osoby. I wtedy pojawiłaś się ty.- Uśmiechnęła się do mnie ciepło.- Widziałam,
jak Damon na ciebie patrzy, Eleno. Pokochał cię od razu, dziecko. I dobrze się
złożyło, że to właśnie z nim jesteś- Wytrzeszczyłam oczy. Nie spodziewałam się
takiego wyznania.- On przeżył dużo więcej niż Stefan. Stefanowi więcej rzeczy
przychodziło łatwo. A Damon potrzebuje tego ciepła, które od ciebie bije. Nie
miał nikogo po mojej śmierci, bo przecież Katherine to Katherine. Nie było
momentu, w którym nie chciałam wydrapać jej oczu, za to, co robiła moim
dzieciom. Dobrze wybrałaś, moja droga. Serce Stefana już się goi, więc się nie
przejmuj. Pamiętaj, Damon potrzebuje trochę dobra, a ty jesteś wspaniałą osobą,
dziecko. Wytrwaj przy nim, Eleno.
Nagle ciało pani
Salvatore zaczęło się rozmywać, a po chwili zamieniło się w setki białych
płatków róż, które poczęły wirować wokół mnie.
Otworzyłam oczy i podniosłam gwałtownie głowę- siedziałam na
fotelu w samolocie, obok Damona. No tak, wracamy do domu.
Zerknęłam nieświadomie na swoje kolana- leżał tam biały
płatek róży.
Uśmiechnęłam się z niedowierzaniem. Wow.
-Co jest?- zapytał zdezorientowany Damon, patrząc na mnie
badawczo.
-Nic. Zupełnie nic.
***
Po dwóch godzinach byliśmy w Mystic Falls. W drodze do
pensjonatu, Damon zaczął mi przypominać nasze przeżycia z Kalifornii.
-Bardzo chętnie to powtórzę…- szepnęłam mu na ucho, gdy
wchodziliśmy na teren posiadłości Salvatore’ów.
Wparowaliśmy do domu, śmiejąc się jak najęci. Nagle
zobaczyliśmy, że na środku holu stoi jakaś dziewczyna w ręczniku i patrzy na
nas z przerażeniem.
- Déjà vu.
Serio? Kolejna psiapsiółka Stefci?- mruknął Damon.
-Eeeemmm…- zaczęła dziewczyna.- Wy to pewnie Lena i Damon!
Stefan tyle mi o was opowiadał…!
-Jestem ELENA- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Oooouuuu…
-A ty to kto?- zapytał z pogardą Salvatore.
-No właśnie. Mam na imię Roxanne, ale mówcie mi Roxy. Jestem
dziewczyną Stefana.
Damon zaczął się krztusic.
-Słońce…?- zapytałam ostrożnie.- Co jest?
-Stefcio w końcu znalazł sobie pełnoprawną dziewczynę…!-
Brunet wybuchnął śmiechem.
-Pełnoprawną?- dopytywałam.
-Taką, o którą nie będzie musiał się ze mną bić.
-Ha ha ha, ubawiłem się jak nigdy, Damon.- W korytarzu
pojawił się Stefan.- Witaj, Eleno- powiedział poważnie.- Poznaliście już Roxy,
jak widzę?
-Taaa…- mruknął Damon.
-Gdy wyjechaliście, pojechałem do Chicago i przeżyłem małe
załamanie.
-Odezwała się mania rozpruwacza, co?- zaśmiał się Damon.
Zgromiłam go wzrokiem.
-Wtedy Roxy pomogła mi
znowu przerzucić się na zwierzęta.
-Pff… Kolejny wampir pod dachem, ganiający wiewiórki. A ja
już miałem nadzieję na jakąś przekąskę po podróży- prychnął i skierował się w
głąb domu.
-Przepraszam cię za niego, Roxy- zwróciłam się do
dziewczyny. Stefan objął ją w pasie.- Damon, SKARBIE, czekaj!- zawołałam za nim
i ruszyłam w jego stronę. Nalewał sobie Bourbona. Podstawiłam mu drugą
szklankę.- Mnie też nalej.
-Co on ma z tym „x” w imionach?- mruknął mój ukochany.-
Najpierw Lexi, teraz ta… Jak jej tam?
-Roxy- podsunęłam.
-Możliwe… Obie równie irytujące.
-Przesadzasz, Damon. Wydaje się być sympatyczna.- Kogo ja okłamuję, pomyślałam.
-Pewnie. Wmawiaj sobie.- Wypił zawartość swojej szklanki,
odstawił ją i dodał: Zmywam się. Idziesz ze mną?
-Zaraz przyjdę.
-Ok. Poczekam na ciebie.- Pocałował mnie w policzek, zabrał
bagaże i ruszył do sypialni.
Spojrzałam na Stefana i Roxy. Zapanowała niezręczna cisza.
-To może ja… Pójdę się ubrać!- stwierdziła Roxy i zniknęła w
wampirzym tempie.
-Cieszę się, że…- zaczęłam.
-Nie dołuję się? Nie cierpię? Nie topię się w kieliszku?-
przerwał mi Stefan, składając ręce na piersi.- Uwierz. Na początku tak właśnie
było. Więc Caroline wykopała mnie do Chicago. Tam odezwał się rozpruwacz.
Pojawiła się Roxy i mi pomogła. Więc, proszę, nie myśl, że było mi łatwo,
Eleno.
Zatkało mnie. Zabrzmiał trochę jak Damon.
-Chcę ci tylko powiedzieć, że dopinguję ciebie i Roxy. To
wszystko, Stefanie- powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i poszłam do Damona.
Caroline:
-Klaus! Proszę cię! Tylko spróbuj!- prosiłam Mikaelsona,
zbiegając za nim po marmurowych schodach w jego rezydencji.
-Mówiłem ci już, Caroline- mówił z tą swoją nonszalancją.-
Jeśli już to AB Rh+.
Od miesiąca próbowałam przekonać Klausa na krew z torebki.
Ciągle powtarzał, że jeżeli w ogóle, to tylko grupa AB Rh+, „bo to jego
ulubiona”.
Tak, oczywiście. Bo zawsze sprawdzał jaką krew ma jego
ofiara.
-Klaus, proszę- próbowałam po raz kolejny, zagradzając mu
drogę i podając woreczek krwi.- Dla mnie…?
-Wy, kobiety…- mruknął z tym swoim akcentem, biorąc ode mnie
woreczek.
-Dziękuję, panie Mikaelson.- Zarzuciłam mu ręce na szyję i
pocałowałam. Gdy chciałam się od niego odsunąć, przytrzymał mnie.
-O nie, my sweetheart, teraz musisz mi wynagrodzić tą
męczarnię z woreczkami krwi- zaśmiał się.
-Twe życzenie jest dla mnie rozkazem- szepnęłam mu do ucha i
ruszyłam po schodach do sypialni.
Bonnie:
-Hej, Roxy. Co tam? Oddzwoń.- Nagrywałam się na sekretarkę
nowej dziewczyny Stefana. Jest całkiem fajna. Lubię ją.
Odłożyłam telefon i powróciłam do sprzątania „lekko”
podartej pościeli, którą ja i Jeremy zużyliśmy ostatniej nocy. Tiaaa…
Elena chyba by mnie zamordowała, gdyby dowiedziała się, ze
mieszkam z jej młodszym bratem.
No właśnie- Elena i Damon powinni niedługo wrócić z
Kalifornii. Nie widziałyśmy się tak długo…!
-Bonnie? - Do pokoju wszedł Jeremy w samych spodniach i ręcznikiem
przerzuconym przez ramię.- Odzywała się do ciebie Roxy? Stefan dzwonił, ale nie
zdążyłem odebrać… Bonnie?
-Yyyy… Tak?- zapytałam zdezorientowana. Jeremy coś mówił,
ale ja miałam ochotę rzucić się na niego tu i teraz.- O co chodzi?
-Pytałem, czy rozmawiałaś z Roxy?
-Nie. To znaczy… Nie. Mam inne sprawy na głowie.
-Na przykład…?- zaśmiał się Gilbert.
-Na przykład takie- szepnęłam i zaczęłam go całować. Nagle
zadzwonił mój telefon. Jęknęłam.- Kto u licha…? Roxy?- odebrałam.- No hej, co
tam?
-Bonnie! Wpadniecie z Jeremym? Wrócili! ELENA i Damon! On
jest jakiś dziwny, też tak uważasz? I w ogóle muszę z Tobą…!
-Naprawdę?!
-Tak, ale…
-Niedługo będziemy. Do zobaczenia.- Rozłączyłam się.- Już
przyjechali! Chodź!
-Ugh…!- jęknął Jeremy.- Później. Nie uciekną, Bon. Nie martw
się.- Teraz to on zaczął mnie całować.
-Niech ci będzie…- odpowiedziałam, między pocałunkami.
Damon:
Elena weszła do naszej sypialni.
-Więc…?- zaczęła.- Gdzie idziemy?
-A jak myślisz? Gdzie może się wybierać Damon Salvatore?
Chodź.- Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy z domu.
Pięć minut później wchodziliśmy do Grilla.
-Bourbon- powiedziałem, gdy usiedliśmy przy barze.
-Razy dwa!- dodała Elena.
-Serio?- zapytałem zdziwiony.- Nie znosisz whisky.
-Miałeś rację.- Uniosłem brwi.- Co do Roxy. Jest troszkę
dziwna.
- Przesadzasz. Wydaje się być sympatyczna- zacytowałem moją
ukochaną.
-Ej! Nawet ja mam prawo do błędu, Damon!
Zacząłem się śmiać. Kelnerka przyniosła nam szklanki. Elena
wypiła zawartość swojej nim zdążyłem mrugnąć.
-Jeszcze raz!- zawołała do kelnerki.
-Zaskakujesz mnie, słońce- powiedziałem, pijąc whisky.
-Wiele o mnie nie wiesz, Damon- oświadczyła, zeskakując ze
stołka.
-Gdzie się wybierasz?
-Nigdy nie umiałam grac w bilarda. Chodź, nauczysz mnie.
-Więc chodźmy, moja ulubiona, seksowna uczennico-
oświadczyłem i, zabierając nasz alkohol, ruszyłem za Eleną do stołu
bilardowego.
Caroline:
Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
-Ugh…! Kogo diabli niosą…?!- jęknęłam i z niechęcią
odkleiłam się od Klausa, sięgając po telefon.- Halo?
-Hej, Caroline!
-Cześc, Roxy. Co tam?
-Więc… Przyjechał Damon z Eleną i może wpadniecie?
-Serio?! Ojej! Jasne!
Pa!- rozłączyłam się.- Elena wróciła!
Wstawaj!- pisnęłam i zaczęłam się ubierać.
-Caroline, skarbie, proszę cię… Wiesz przecież, że Salvatore’owie
niezbyt mnie tolerują po tym incydencie w Nowym Jorku...
-Przesadzasz! Oni nigdy cię nie tolerowali…!- Klaus uniósł
brwi.- Boże, jaka ja jestem głupia…!- pacnęłam się w czoło.- Ale Stefan cię
toleruje! Czemu mówisz, że Salvatore’owie cię…?
-Mówiąc Salvatore’owie, miałem na myśli Elenę i Damona.
-Oouu… Ok… Chodź już! No, wstawaj!
Klaus wstał z łóżka leniwym krokiem i ruszył ku drzwiom.
-Co ty robisz?- Byłam zdezorientowana. Gdzie on się
wybierał? Był nagi!
-Prosiłaś bym wstał i poszedł z Tobą do Salvatore’ów, więc…
-Najpierw coś ubierz. Takie widoki chcę zatrzymać tylko dla
siebie.- Zagryzłam dolną wargę.
Klaus się zaśmiał.
Elena:
Przez następne dwie godziny Damon próbował nauczyć mnie jak
dokładnie gra się w bilard. Niestety, nie udało mu się. Albo przygniatałam
sobie palce kulami, albo uderzałam kijem w nos.
-Elena…!- syknął Damon, gdy kolejny raz chybiłam o
trzydzieści centymetrów. Upił łyk whisky i stanął za mną.- Musisz uderzyć kijem
w środek tej kuli…!
-Bardzo śmieszne- sarknęłam, udając naburmuszoną.
Damon objął mnie w pasie jedną ręką, a drugą nakierowywał
moje ramię z kijem.
-Musisz się pochylić i …- mruczał do mi do ucha,
przejeżdżając dłonią po moim biodrze. Przeszył mnie dreszcz podniecenia.
-Wiesz, że tak się nie nauczę, prawda?- oświadczyłam,
przerywając mu.
-Ale o co ci chodzi?- Damon udawał zdezorientowanego.
-Kiedy mnie tak dotykasz…
-Twój wybór.- Zaczął się ode mnie odsuwać, jednak ja
złapałam go za T-shirt i przyciągnęłam z powrotem do siebie.
-Nie powiedziałam, że masz przestać- szepnęłam i zaczęłam go
całować. Objął mnie w pasie i posadził na stole bilardowym.
-Przepraszam państwa bardzo, ale…
Odsunęłam się szybko od Damona- przed nami stała drobna
blondynka w koszulce Mystic Grill i fartuchu.
-Czy mogliby państwo…?
-Pewnie, już nas nie ma- odparł rezolutnie Damon, rzucił na
stół bilardowy sto dolarów i skierował się do wyjścia, ciągnąc mnie za rękę.
Gdy znaleźliśmy się jakieś dwadzieścia metrów od Grilla,
zaczęliśmy się śmiać. Po raz kolejny tego dnia.
-Widziałeś jej minę?!- pytałam, dusząc się do śmiechu.-
Szczerze, to ja zapomniałam, że są tam
jeszcze jacyś ludzie.
-Wyobraź sobie, co by zrobiła, gdybyśmy przeszli do
następnego etapu.
I kolejna fala śmiechu.
Weszliśmy do lasu prowadzącego do willi Salvatore’ów. Słońce
chowało się za horyzontem. Było tak pięknie.
Nagle się zatrzymałam. Damon odwrócił się zdezorientowany w
moją stronę. Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować. Salvatore przyparł
mnie do najbliższego drzewa i zaczął pozbywać moich ubrań.
Gorący, wampirzy seks w lesie- tego mi było trzeba.
Damon:
Po paru godzinach niewygodnych liści i gałęzi postanowiliśmy
przenieść się do domu.
W wampirzym tempie założyliśmy resztki naszych ubrań i
znaleźliśmy się kilkanaście metrów przed drzwiami domu.
Całując się wparowaliśmy do środka. Gdy mieliśmy zamiar
skierowania się do sypialni, usłyszeliśmy:
-Niespodzianka!
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. W naszym salonie
siedział Stefan, Blondi, Klaus i reszta tego tałatajstwa.
Zaczęliśmy w pośpiechu
doprowadzać się do porządku. Elena mocowała się z suwakiem mojej kurtki, a ja
poprawiłem koszulkę i wyjąłem prędko liście z włosów mojej dziewczyny.
Wszyscy patrzyli na nas zaskoczeni.
-Elena! Jak ja tęskniłam!- pisnęła Caroline, ratując mnie i Elenę
z opresji, i rzuciła się na szyję pannie Gilbert.
-Tak, ja też…!- odpowiedziała zmieszana Elena, obejmując
blondynkę.
-Elena, chodź do mnie!- Bennettówna odciągnęła Caroline od
Eleny i sama ją przytuliła.
Skierowałem się do barku, zostawiając resztę z tyłu.
-Elena!- usłyszeliśmy. Do domu weszli… Co?! Oni razem?!
Wcześniej tego nie zauważyłem!
Do domu wszedł Donovan i Rebekah. Matt i Elena właśnie się
witali, a Pierwotna podeszła do mnie.
-Witaj, Damon. Miło was widzieć.
Zamurowało mnie.
-Taa, a ciebie niezbyt miło, Barbie Klaus- mruknąłem,
upijając łyk ze szklanki, i wróciłem do reszty.
-No, opowiadajcie! Jak było?- wykrzyknęła Forbes.
Elena zaczęła wymyślać coś o pięknym oceanie, codziennym
błogim lenistwie na plaży i takich tam.
-Pewnie…- mruknąłem.- Było błogo, ale nie na plaży.-
Uśmiechnąłem się do siebie i poszedłem uzupełnić szklankę Bourbonem.
Bonnie:
-Jasne, a ty wymyśliłbyś coś lepszego- usłyszałam. Ja i
Jeremy spojrzeliśmy po sobie.
-ALARIC?!- krzyknęłam.
Saltzman stał oparty o framugę drzwi wejściowych.
-Ric tu jest?!- wrzasnął Damon.
-Przekażcie mu, żeby nie był taki pewny siebie.- Spojrzał
znacząco na Damona.- I jeszcze to, że jest kretynem.- Alaric się zaśmiał.
-Co on o mnie mówi?- jęknął starszy z braci Salvatore.
-Mówi, że jesteś palantem- zaśmiał się Jeremy.
-Dzięki, stary. Gdziekolwiek jesteś- powiedział smutno
Damon, upijając łyk whisky.
Nagle mnie oświeciło.
-Wiem! Widziałam takie zaklęcie!
-Ale jakie?- zapytała zdezorientowana Elena.
-Zobaczycie- odpowiedziałam podekscytowana, przymknęłam
powieki i zaczęłam recytować zaklęcie.- Inaccessum bonos redis, vos postulo
ad alios. Venite,
venite, et calefaciebat cordibus.
Revelamini alios iubeo!- szeptałam.
Zapanowała
cisza. Otworzyłam oczy. Alaric nadal tu był.
-Chryste…-
szepnął Damon, a szklanka, którą trzymał w ręku spadła na podłogę i zamieniła
się w drobne odłamki.
Damon:
-
Ric!!!!- zawołałem i ruszyłem do przyjaciela. Uścisnąłem go, lecz nie poczułem
jego ciała.-Jesteś tylko duchem, prawda?- zapytałem, przygnębiony.
-Yep.
Tak dobrze to nie ma.- Zaśmiał się.- Dobrze cię widzieć, Damon.
-Tak.
Ciebie też- odparłem z uśmiechem, nadal niedowierzając.
- Czy ja ci nie
mówiłam, Jer, abyś mu przekazał, że ma zakaz szlajania się z tą blondyną?-
usłyszeliśmy kolejny głos.
W korytarzu
pojawiła się ta… No, siostra Donovana… Jak jej…? O! Vicky! Tak, Vicky!
-Vic!- Ucieszył się
nasz rozgrywający.
-Nie podlizuj się,
Matty. Słyszałeś- oświadczyła pewnym siebie głosem.
-Vicky Donovan.
Dużo o tobie słyszałam- Rebekah wstała z kolan Matta i leniwym krokiem podeszła
do ducha Vicky.- Szkoda, że wcześniej się nie poznałyśmy.
-Taa, ja ciebie
poznałam, Mikaelson- syknęła, lustrując Rebekę wzrokiem.
Usiadłem z wrażenia, gdy zdałem sobie sprawę, że na serio
rozmawiałem z Saltzmanem.
-Witaj, Damonie.
Prawie zleciałem z fotela. Obok mnie siedziała…
-Rose?!- kobieta uśmiechnęła się do mnie.- Mówią prawdę o
tej drugiej stronie. Nadal jesteś tak seksowna jak przedtem- zaśmiałem się i
spojrzałem na Elenę. Popatrzyła na mnie z przekąsem i posłała uśmiech, po czym
wróciła do gawędzenia z Alarikiem.- Dobrze cię widzieć. Po takim czasie…
-Ciebie również… Zdobyłeś tę dziewczynę. Tak trzymaj. Liczę
na was, Damon. Nie zawiedź mnie i przytrzymaj ją przy sobie.
-Nie zamierzam jej puszczać. Uwierz mi, Rose- mówiłem,
wpatrując się w Elenę. Nieświadomie odwróciłem głowę w stronę drzwi.- Nie!! A
ty tu czego?!!?!?
W korytarzu stała Lexi. Tylko jej tu brakowało.
-Lexi! – krzyknął mój braciszek i zerwał się z sofy.- Wreszcie!
Myślałem, że się nie doczekam!
-To się doczekałeś, Salvatore.
-Przyniosłam zapasy!- Do salonu powróciła dziewczyna Stefcia
z kartonem wina z naszej piwnicy.
-Roxy, poznajcie się. To jest…
-Lex?!- Dziewczyna prawie upuściła karton.
-Roxanne! Kiedy to było ostatni raz? Lata 20., 30.?
-Nowy Jork, 1927 rok. Precyzyjniej.
-Nie!- jęknąłem.- Ty też znasz blondynę, nowa?!
-Dla twojej świadomości, Salvatore- prychnęła Lexi.- To ja
przerzuciłam Roxy na zwierzęta.
-Spokojnie, Damon- Elena podeszła i wtuliła się we mnie.-
Tylko bez agresji mi tu.
-Jak miałbym zaatakować ducha?- podpuszczałem Lexi.
Zacisnęła szczęki i pięści.
-Kto ma ochotę na kolejną porcję alkoholu?!- zawołała Elena,
czując napiętą atmosferę.
-Polejcie!- zawołał ktoś, jednak nie zwróciłem uwagi,
kto. Usiadłem obok Alarica, sadzając
sobie ukochaną na kolanach i ciesząc się z obecności przyjaciela.
Narracja trzecio osobowa:
Kilkanaście osób siedziało w ogromnym salonie pięknego domu.
Popijali alkohol, ciesząc się swoją obecnością. Wyglądali jak zwykła paczka
przyjaciół, którzy spotkali się po długim czasie.
I chociaż niektórzy z nich naprawdę nie przepadają za sobą
nawzajem, tego dnia odpuścili sobie kłótnie i nieprzyjemności. To był przecież
pierwszy dzień od tak dawna, gdy mogli nacieszyć się swoją obecnością.
Wiedzieli jednak, że niedługo dzień się skończy i część z
nich będzie zmuszona wrócić na drugą stronę. Oczywiście będą często starali się
powtarzać te spotkania, ale póki co poprzysięgli pamiętać o sobie zawsze.
Zawsze i na zawsze.
THE END.
Tak, to był ostatni rozdział tego opowiadania. Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną, gdy skrobałam nowe części. Dzięuję wszystkim, którzy komentowali moje wypociny, zachęcając mnie do dalszego pisania. Jesteście wspaniali! <3
Nie kończę pisania, oczywiście. Mam w planach kolejny blog o "Pamiętnikach...", a jeśli nie wyjdzie, to w zanadrzu jest opowiadanie trochę mniej fantastyczne, ale wydaje mi się, że równie ciekawe.
Więc DZIĘKUJĘ bardzo Wam wszystkim.
Liczę, że wytrwacie ze mna przy następnych opowiadaniach.
Kocham Was i całuję.
Wasza Emka.