Od zawsze
mówiono mi, że jestem wariatem. Wszyscy mi to powtarzali, dosłownie każdy.
Teraz sam się do tego przekonałem. Otóż jadę do Mystic Falls- miasteczka, które
opuściłem jakieś sto lat temu i nigdy nie miałem tu wracac. Nie chcę tam jechac,
jednak tam jest coś… lub ktoś… sam nie wiem, jakiś magnes, który mnie przyciąga
z powrotem. Jakbym był zahipnotyzowany.
Nie wiem, po co, ale muszę tam jechac. Muszę. Jeśli się nie dowiem, dlaczego
tam zmierzam, chyba trafię do szpitala psychiatrycznego dla istot
nadprzyrodzonych.
Elena:
Pierwszy dzień szkoły- jakoś to wytrzymałam. Uśmiechałam się szczucznie, potakiwałam i mówiłam:"Dziekuję, jest w porządku". Nareszcie mogę iśc do rodziców, właśnie tam zamierzam. Zostawili nas trzy miesiące temu, ale jeszcze się nie przyzwycziłam, że ich sypialnia jest pusta...
Damon:
Zamieszkałem w pensjonacie mojego wuja, który nie dawno kopnął w kalendarz. Zajrzałem do barku w salonie. Nic sie nie zmieniło- whisky w tym domu jest na porządku dziennym. Wyciągnałem butelkę i co chwile upijając z niej łyk wyszedłem z domu. Zmierzałem na pobliski cmentarz. Wypadałoby odwiedzic kochanych rodziców. Nie szedłem ulicą, tył domu graniczy z lasem, za którym, na polanie, jest cmentarz. Przechodziłem przez krzaki, ciągle rozkoszując się alkoholem. Zobaczyłem szczyty pierwszych nagrobków. Przeszedłem pod ostatnim drzewem i moim oczom ukazał się widok, którego nigdy bym się nie spodziewał.
-Kathrine...- powiedziałem.
-Słucham?-odpowiedziała zaskoczona dziewczyna i zerwała się na równe nogi. Podnosząc się uderzyła nadgarstkiem o nagrobek.
-A ty nie w Chicago?
Elena:
Co za świr! Przychodzi sobie jakiś koleś i wmawia mi, że byłam w Chicago i mam na imię Kate, Kathrine czy jakoś tak-To pomyłka. Nazywam się Elena. Elena Gilbert.
-Idiota ze mnie-powiedział po chwili namysłu.-Przepraszam. Jesteś taka podobna do...-nie dokończył.
-Nic nie szkodzi. Słyszałam juz to od paru osób...-urwałam, tylko wszyscy konczyli na:"do swojej mamy", zamyślilam się...
Damon:
Upiłem łyk whisky.
-To twój pamiętnik?-zapytałem dziewczynę, wskazując na notes, który trzymała w ręce.
-Tak-odpowiedziała nieśmiało.
-Tez pisałem pamiętnik...kiedys...-pominąłem ostatnie "i" w wyrazie "pamiętnik". Miałem ich z pięśdziesiąt...
-Naprawdę?! Myślałam, że faceci nie zajmują sie takimi rzeczami...
-Nie jestem normalnym facetem. Uwierz mi na slowo- teraz nie kłamałem.
-Kiedys to z ciebie wyciągnę- zaśmiała się.
-Wszystko w porządku?- zapytałem pochmurniejąc.
Spojrzała na pytająco.
-Krwawisz- odstawiłem butelkę z alkoholem na pobliski nagrobek i podszedłem do niej, a ona instynktownie podwinęła rękaw swojej kurtki. Naszym oczom ujawniła się rana, z której ciekła krew.
Zlapałem jej rękę i chciałem przyłożyc ją sobie do ust, by się pożywic. Damon, nie!-powtarzałem sobie w myślach. Bałem się jednak, że żądzakrwi zwycięży. Nie!
Powstrzymałem się. Nie mógłbym tego zrobic.Nie Elenie...
Puściłem jej rękę i zacząłlem zdejmowac jej z szyi apaszkę, po czym obwiązałem nią nadgarstek dziewczyny, który krwawił.
-Dziękuję ci... No własnie, może mi chociaż powiesz, jak się nazywasz?- posłała mi piękny uśmiech.
-Damon. Salvatore.
-Wydaje mi się, Damonie, jakbym znała cię od lat i mogła zwierzyc ci się ze wszystkiego...
-Więc może usiądziemy i pogadamy?- zaproponowałem.
-Jestem jednak idiotą- powiedziałem po chwili.
-Dlaczego?
-Pytałem cię, czy wzzystko w porządku. Jak może byc w porzadku u dziewczyny, która przesiaduje na cmentarzu i pisze tam pamiętnik?
Elena zacisnęła zęby, by się nie rozpłakac. To było widac gołym okiem.
-Moi rodzice nie żyją, zginęli w wypadku samochodowym kilka miesięcy temu. Gdy tu przychodzę czuję, że są ze mną.
-Przykro mi. Moi też nie żyją.
Rozmawialiśmy kilka godzin. Czułem, że wreszcie znalazłem swoje miejsce. Czy to możliwe, że... sie zakochałem?Jak można się zakochac w kimś przez kilka godzin?
Elena spojrzała na zegarek.
-Ale się późno zrobilo- powiedziała szybko.- Muszę już iśc.
Podniosła się z ziemi, a ja zrobiłem to samo.
-Cieszę sie, że cię poznałam, Damonie- zarumieniła się.- Wpadniesz dzisiaj na impreze z okazji rozpoczęcia roku szkolnego?- w jej głosie było słychac nadzieję.
-Jak? Nie jestem uczniem.
-Mogę cię jakoś wkręcic, jeśli chcesz...
-Jeśli ty będziesz...
Pokiwała głową.
-Podjechac po ciebie?
-Będzie mi miło- uśmiechnęła się. Zatrzymała wzrok na czymś za mną i usmiech zniknął z jej twarzy.Podążyłem za jej wzrokiem. Patrzyliśmy na jasny marmurowy nagrobek z wyrytymi napisami:"Miranda i Grayson Gilbert. Kochający rodzice."
-Jeszcze raz, bardzo mi przykro. Gdy odchodzi ktoś bliski... to okropne... Jakby fragment twojego serca krwawił... i ktoś ci go wyrywał.
Po moich słowach Elena się rozpłakała.
-Przepraszam- powiedziałem.-Przesadziłem z tą gadką.
-Nie, to prawda. Masz rację.
Ująłem jej twarz w dłonie, ocierając łzy.
-Nie płacz, proszę.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi, załzawionymi oczami i poczułem ukłucie w sercu. To przeze mnie- pomyślałem.
Zaczęłiśmy sie do siebie przybliżac. Nasze usta prawie się złączyły, gdy w krzakach usłyszeliśmy jakieś szelesty. Przesunąłem się przed Elenę. Byłem gotowy zrobic dla niej wszystko...
Elena:
Damon był taki wspaniały! Seksowny, odważny, inteligentny. Chyba się w nim zakochałam! Elena Salvatore- jak to pięknie brzmi! Było tak blisko, byśmy się pocałowali. Ale nagle usłyszeliśmy jakieś szelesty. Wydawało mi się, że za nami ktoś przebiegł z prędkością światła. Z krzaków wyszedł wysoki mężczyzna, który uśmiechał się jadowicie.
-Braciszku!-wykrzyknął.-Witaj!
W ręcę trzymał kieliszek z jakimś czerwonym płynem. O Mój Boże! To krew! Krwią też miał poplamioną koszulę. Gdzieś już go widziałam... Przypominał mi kogos...
-Stefan, co ty tu do cholery robisz?!
-Zapowiedziałem ci zemste, prawda? No, i przytrafiła się okazja. Naszła mnie też ochota, żeby zemścic się na Kathrine. No i jak na zawołanie, jesteście tu razem!
Co oni mają z ta Kathrine?!
-To nie jest Kathrine, ty dupku!
-Znowu to robisz, ty suko!- krzyknął do mnie ten drugi i ruszył w naszą stronę. Z przerażenia zamknęłam oczy.
Damon:
Stefan biegł na nas z drewnianym kołkiem w ręcę, kieliszkiem z krwią cisnął o nagrobek. Z wampirzą prędkością usunąłem się z drogi mojemu bratu, ciągnąc za sobą Elenę. Stefan znów ruszył w naszą stronę. Gdy był blisko, walnąłem go pięścią w twarz, by zyskac trochę czasu. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem moją tajna broń. Gdy mój brat był blisko, wbiłem mu w ramię strzykawkę z werbeną. Upadł na ziemię jak długi i zaczął krzyczec.
-Ze mną nie wygrasz, naucz się tego.
-Ty kretynie, nie spodziewałem sie strzykawki z werbeną!
Odwróciłem się. Prawie zapomniałem o Elenie. Ruszyłem w strone domu ciągnąc ją za sobą. Tuż przy moim aucie, zahipnotyzowałem ją:
-Nie będziesz pamietała nic, co działo się przez ostatnie 20 minut. Byliśmy na cmentarzu, gadliśmy, bylo cudownie, a ja odwiozłem cie do domu- usmiechnąłem się, ona zrobiła to samo.
Gdy zatrzymaliśmy sie pod jej domem, nachyliła się do mnie i pocałowała mnie w policzek.Najwidoczniej wymazalem jej też z pamięci nasz "prawie pocałunek". Niestety...
-Dziekuje- powiedziała.
-Podjade po ciebie wieczorem. Bądź gotowa.
Posłaliśmy sobie wzajemnie usmiechy i wyszła z samochodu
cdn
ode mnie:
Cos napisałam- to sukces. mam nadzieję, że trafiłam w wasz gust i mój prolog wam się spodobał.
Piszcie w komentarzach co myslicie... jak macie jakieś pomysły na wątki albo bohaterów to piszcie na mojego maila: blondyna01.vampires@gmail.com
Pozdrówka;)